PUK! PUK!! JEST TU JESZCZE KTOŚ?! JEŚLI TAK TO ZAPRASZAM NA MOJE AO3, SZYBCIEJ SIĘ UDA WAM PRZECZYTAĆ MOJE WYPOCINY!!
Okay! W końcu mogę powiedzieć, że w dużym cudzysłowiu "wracam" xD. Bo nie! Nie wracam.. Będę raz w roku, może rzadziej publikować rozdziały po około 5 stron. Na więcej nie mam czasu. Życie mnie pochłonęło do tego stopnia, że nie ma szans na coś dłuższego xD!
Ania Urbaniak: Witam, witam! Wybacz, że teraz odpisuje, ale nie miałam czasu wcześniej tego napisać. Zobacz czy miałaś racje w tym odcinku :)!
Rachel Octavia Aarone House: Dziękuję za wsparcie xD.
Rozdział:
7. – Fenris..
Mija
kilka miesięcy od momentu, w którym Tony’ego nawiedza Loki. Stark zapomina o jego
wizycie. Przez ten okres nic się kompletnie nie dzieje tylko raz na Nowy Jork
napada zgraja złych, zmutowanych wikingów*, które wyniszczają prawie pół
miasta, lecz Avengersi radzą sobie z nimi i teraz odpoczywają gdzieś
porozwalani po wierzy.
… I
tylko Stark jest jakiś cichy i bardzo zdenerwowany…
***
Do
Starka przychodzą wyniki z testu na ojcostwo. Mężczyzna siedzi na sofie i upija
łyk ginu z tonikiem, tak na rozluźnienie. Przez chwilę gapi się na stół, gdzie
leży od dwóch godzin list i jakoś jeszcze nie przemógł się do otworzenia go. A
może to wina pewnych osób – w ilości dwie, – które urządziły sobie „piknik”, w
jego szybie wentylacyjnym? Hm… Może…
Popijają
teraz zapewne cole oraz wpierdalają chipsy lub popcorn i tylko czekają, aż Tony
dostanie zawału przez ich schodzenie po linie, jak to Natasha i Clint mają już
w zwyczaju. Stark wzdycha i bierze kopertę w ręce. Ma nadzieję, że ten list
schowany w tej kopercie powie mu prawdę.
Czekanie nie ma sensu. Tak, jest i Stark
doskonale zdaje sobie z tego sprawę. Bierze kopertę w dłonie, obraca nią przez
chwilę. Jakiś czas później, wsuwa w końcu palec za jej krawędź. Otwiera ją
przez przeciągnięcie palca, dostając się po chwili do treści znajdującej się w
środku. Rozchyla list a następnie czyta go bardzo szybko, a zarazem
chaotycznie. Po chwili na jego ustach
pokazuje się uśmiech, a sekundę później zaskoczenie i szok.
Tony
wzdycha i słyszy otwieranie szybu wentylacyjnego. Mały siedzi na podłodze i
bawi się misiem, którego kupiła mu Natasha.
– I co?! – Romanoff zjeżdża po linie,
robiąc to potwornie cicho. Mimo, że Stark tego się spodziewa to i tak
podskakuje i dostaje zawału na miejscu. Romanoff staję gładko najpierw na
palcach, a następnie, na pełnych nogach, uginając je lekko. Po chwili do niej
dołącza jeszcze jedna persona, jaką jest Clint.
– Matka
nie jest w bazie danych.. Tak jakby nie istniała.. Ale… – Stark waha się przez
chwilę, nim kończy swoją wypowiedź. – … dzieciak jest mój. – Westchnął cicho
Tony.
Natasha
zdaje się być szalenie z siebie zadowolona.
Pewnie znów wygrała jakiś zakład z Bartonem. Tony ma racje, bo po chwili do
dłoni kobiety zostaje przekazany banknot o nominale dwóch dolarów. Mężczyzna
będący na banknocie zdaje się z niego kpić a Tony wzdycha, nie komentując tego,
jakoś bardzo złośliwie.
– Hazard
Barton? Serio? – Mruczy niskim tonem Tony.
– Tak,
serio. Jak wiesz, że mały jest twoim dzieckiem to jak dasz mu na imię? – Pyta
spokojnie Barton, prostując się. Jego oczy były bardzo niebieskie, i bardzo
rozbawione. W podobny sposób psiaki patrzą na swego pana. Daj mi patyk a pobawię się w twoją grę.
– Fenris.
– Anthony sam nie wie, czemu to mówi, ale to imię jest mu jakoś dziwnie
znajome. Nie wie tylko skąd. Wzdycha ciężko po chwili i wstaje podchodząc do
okna.
– Dlaczego
akurat Fenris? – Dopytuje Natasha, ale Tony nie wie, co ma jej odpowiedzieć. Po
prostu wzrusza jedynie ramionami.
– W
sumie, sam nie wiem, czemu. To jest chyba pierwsze imię, jakie przyszło mi do
głowy..? – Bardziej pyta niż stwierdza mężczyzna i opiera się o ścianę tuż obok
okna. – Dobra, nie ważne. – Wzdycha spokojnie.
– Jak jej było?
– Kori? Koni, Ko… – Zastanawia się Clint.
– Koli. – Maluch piszczy i śmieje się łapiąc
Starka za nogawkę. Chcę wstać, ale Tony go usadawia na własnych kolana, przez
co mały się wierci, więc ten bierze go i stawia go na nie co galeretowatych
nóżkach, trzymając go za rączki. Dziecko robi dosłownie kilka kroczków i siada
na pupce, ale ponownie chcę wstać, wiec jego ojciec mu w tym pomaga. – Nie
przypomnę sobie. Chyba miała… Blond włosy. – Coś w głowie Starka prychnęło z
sarkazmem. Taa, jasne!
– No to zawęziłeś pole poszukiwań. –
Powiedział sarkastyczni Barton, a Tony przewrócił oczami nic już nie mówiąc.
– Po prostu zadzwonię do tej blondynki,
która zostawiła mi swój numer na tym przesłuchaniu. – Tony wzdycha, zamykając
oczy. Maluch łapie go za nie co już przydługie, ciemne włosy i ciągnie go nie
co mocniej niż powinien, przez co Stark jest zmuszony do zabrania jego
malutkich rączek, na tyle ostrożnie, żeby maluch się nie rozpłakał.
– Dzwoń, dzwoń może ona „odświeży” Ci
pamięć… – Clint poklepał go po ramieniu i puszcza mu oczko. Po chwili Natasha
idzie razem z Bartonem w kierunku windy, trzymając się pod ramię..
Co za bzdura! Tony
wzdycha i kręci głową na myśl, iż Barton mógłby… i Natasha! Być może są w czymś
na wzór związku.
***
Tony
łapie za telefon kilka godzin później, gdy siedzi w sypialni. Dzwoniąc do
kobiety. Przez chwilę słychać głuchy odgłos pikania, aż w końcu po drugiej
stronie słuchawki, odzywa się spokojny, lecz zmęczony głos. Kobieta dyszy
lekko, a to dowodzi, że albo biega po dworze, albo biegła teraz do telefonu,
albo jeszcze robiła coś innego. Tony kręci głową na TAKIE myśli.
– Tak słucham?
– Witam nazywam się Tony Stark,
rozmawiam z eee… – I tutaj Tony się zatrzymuje, bo kompletnie nie pamięta, jak
kobieta się nazywa. Przez chwilę robi mu się głupio, ale po chwili sympatyczny
głos się odzywa.
– Tak
Tony, to ja… – Zaczyna mówić blondynka śmiejąc się lekko.
Mężczyzna
rozmawia z kobietą o różnych rzeczach. Między innymi o tym czy będzie chciała
przyjść do niego za jakiś czas. Ta zgadza się i prowokuje rozmowę, by Stark
mówił o Lokim, jednocześnie w cale NIE wypytuje o niego. Jest diabelnie inteligentna, albo czaruje! Tony nie jest tego
pewien.
Po chwili mężczyzna wstaje, a jego
myśli kierują się w stronę balkonu i są co raz bardziej chaotyczne. Nawet nie
wie, co kobieta do niego zaczyna mówić. Tony pragnie teraz tylko znaleźć się
przy blondynce o aksamitnym głosie…
– Gdzie jesteś?
– Na balkonie.
… Po prostu chce być z nią!
Jest
oczarowany, a to oczarowanie jest do tego stopnia, że może zrobić wszystko.
Wystarczy jedno słowo, jeden krok, rzuci się z okna, albo z balkonu wierzy,
Avengers Tower i nikt nie powie, że to śmieszny głos go opętał!
Tony
robi krok w kierunku krawędzi, a później jeszcze jeden i jest już na koniuszku.
DAWAJ! ZRÓB TO!
Stark nie reaguje, gdy ktoś wpada do
jego salonu i niepostrzeżenie staje za nim. Gapi się jedynie przez chwilę, po
czym słyszy jakieś słowa, których nie rozumie. Ktoś łapie go za ramię. Tony nie
wie, czemu, ale zna tą postać, a jedyne jego pytanie to… Skąd? A może? Ostrzegawcza lampka z tyłu głowy
zapala się, ale on ma to gdzieś i robi jeszcze pół kroku i dopiero w momencie,
gdy Stark odczuwa tępy ból i krzyk do swojego ucha, zaczyna sobie uświadamiać,
że został właśnie oczarowany przez Lorelei, i że nie może jej ufać, na sto
procent. Wie również, że osoba, która za nim stoi to nikt inny jak…
– Koli?! – Mówi
zdezorientowany mężczyzna.
– Tony! Nie możesz rozmawiać
z Amorą! – Warczy kobieta. – To zła osoba. Nie mogę Ci nic więcej powiedzieć.
Jestem tu na… Na jakiś czas i…
– Koli! – Stark łapie ją i
przytula delikatnie. – Martwiłem się, co to w ogóle było?
– Amora jest czarodziejką,
oczarowała Cię i…
– Chciała informacji o Lokim.
– Przerywa jej w pół słowa. – Dupek bawi się na Asgardzie. – Zielona magia
oplata kobietę i ta znika nim Tony zdaje sobie sprawę iż powiedział właśnie
położenie Laufeysona. Super, kurwa!
Tony idzie do Thora i
przekazuje mu wieści, a ten wypada z Avengers Tower, jak poparzony. Nie, żeby
przytulić brata i poklepać go po ramieniu! Nie! Thor jest zły i lepiej nie
wchodzić mu w drogę.
***
Thor
nie wraca przez jakiś czas, ale Tony jest zajęty czymś innym. Maluch zaczyna
ząbkować i wyje całymi dniami. Nie pomagają żadne leki, maści czy inne
piździbądźga. Natasha podaje mu jakiś środek uspakajający i mały dopiero wtedy
zasypia. Tony jest jej wdzięczny. Kapitan siedzi i ogląda ten rodzinny obrazek.
Natasha bierze malucha na ręce i zabiera go na górne piętra mówiąc do Starka
żeby w końcu pogadali. Tony wzdycha, ale skina jej głową.
– Hej…
– Cześć
Stark.
Tony siada naprzeciwko
mężczyzny. Obaj milczą wpatrując się w siebie. Kapitan ma zacięty wyraz twarzy,
Tony zaś jest… Skruszony. Nie wie co powiedzieć. Nie odzywa się dłuższą chwilę,
a gdy już otwiera usta, Kapitan odzywa się jako pierwszy.
– Spoko.
Wybaczam Ci… – Mówi. – Wiem, że nie potrafisz przepraszać, Tony. – Mężczyzna
wzdycha z ulgą i wstaje z krzesła. Idąc do kuchni.
– Chcesz
kawy? – Pyta spokojnie Tony, a Kapitan przytakuje. Obaj mają nadzieję, że
wszystko będzie dobrze. Kapitan siedzi na stołku jeszcze chwilę, a później
idzie za Starkiem. Tony nalewa dwa kupki kawy i obaj siadają na stołkach
naprzeciwko siebie.
– Jak
tam twoja kobieta? – Pyta ciekawsko Steve.
– Moja
kobieta? Pytasz o… Koli?
Milczy długo
zastanawiając się co ma właściwie powiedzieć.
Tony
nie wie co ma właściwie powiedzieć. Bo nie wie czym jest miłość. Tony zdaje
sobie sprawę z tego dopiero teraz. Owszem kochał Pepper, ale ona była z nim,
praktycznie od zawsze i raczej, patrząc z perspektywy dnia dzisiejszego po
prostu oświadczył się jej z przyzwyczajenia. Czy los chciał by tak było, by…
Stark stracił Pepper? Może, kto wie.
– Nie
mam pojęcia Steve, co ja Ci mam powiedzieć. – Wzdycha. – Jeszcze przeze mnie
Loki ma teraz kłopoty, bo dowiedziałem się, że wcale nie zginął i… nasłałem ją
i Thora na niego. – Wzdycha. – Cholera wie, kiedy i czy w ogóle ją jeszcze
zobaczę. – Mówi głupio otwierając i zamykając usta. – Miłość nie jest dla mnie.
***
Thor
wpada z impetem do siedziby Avengersów jakieś parę miesięcy później z nim jest
… Koli. Stark jest zdezorientowany do tego stopnia, że nie wie czy ma się śmiać
czy płakać, zwłaszcza „wizja Lokiego” zaprzestała go nawiedzać.
– Witajcie.
– Rzuca, a Fenris siedzi w kojcu i bawi się zabawkami.
– Witaj
przyjacielu Stark! – Mówi entuzjastycznie Thor, a Koli podchodzi do kojca
wyjmując z niego malucha.
– Hej
skarbie… – Szepce i maluch wtula się w
mamę.
– Mama!
– Piszczy i uśmiecha się szeroko.
– Koli,
Thor to wy się znacie?
Thor
zerka na nich zdezorientowany.
– Właściwie,
Tony nie jestem Koli. – Mówi spokojnie kobieta. A Tony zaczyna się zastanawiać
o co chodzi. Dopiero po chwili wpada na pomysł przestawienia liter i… Nastaje
cisza.
– Loki!?
– Krzyczy oburzony mężczyzna.
– Tsaaa…
To ja. – Bóg kłamstwa zerka na niego z uśmieszkiem. – Długo udało mi się
utrzymać to wszystko w tajemnicy. – Tony Fenris nie jest zwyczajnym dzieckiem.
– Mówi nagle kobieta i przemienia się w formę taką jak powinna być widoczna od początku.
Fenris patrzy na mężczyznę i chichocze, piszcząc „Mama!”, „mama!”.
Tony
jest zszokowany, nie wie co ma powiedzieć. Milczy. Miał ochotę walić warczeć i
krzyczeć ze złości, że Koli, a właściwie Loki nie powiedział mu prawdy. Nie rozumiał
co tym chciał ugrać.
– Dobrze,
wytłumacz mi więc co chciałeś, ugrać tym, że byłeś kobietą. Kurwa! Loki! Mogłeś
mi powiedzieć od razu, że jesteś mężczyzną.
– Właściwie,
to mogę dopasować płeć pod siebie. – Mówi Loki. – Co do tego, co chciałem
ugrać? W zasadzie nic. Gdy dowiedziałem
się, że jestem w ciąży z Tobą, chciałem tylko bezpieczeństwa dziecka.
Wysłałem go do Ciebie bo miałem nadzieję, że się nim zajmiesz… Miałem rację.
Parę razy byłem w tedy u Ciebie, żeby Ci pomóc z nim. Później radziłeś sobie
coraz lepiej i lepiej, więc stwierdziłem, że nie jestem tu potrzebny. Poza tym
nad Asgardem wisiała wizja wojny z Helheim, bez niego nic nam nie grozi.
Postanowiłem, że wyślę go do Ciebie i będzie tu bezpieczny. – Loki wzdycha i
podaje malucha Starkowi. – Nie chciałem byś był zły czy coś. Poza tym… Thor dnia dzisiejszego zrzekł się
korony bym mógł sprawować władzę nad Asgardem.
– Thor,
a co z Odynem? – Dopytuje Tony, Thor wzdycha smętnie.
– Ojciec
zmarł, gdy opuściłem Asgard..
…******…