czwartek, 6 września 2018

Rozdział: 7.

PUK! PUK!! JEST TU JESZCZE KTOŚ?! JEŚLI TAK TO ZAPRASZAM NA MOJE AO3, SZYBCIEJ SIĘ UDA WAM PRZECZYTAĆ MOJE WYPOCINY!!

Okay! W końcu mogę powiedzieć, że w dużym cudzysłowiu "wracam" xD. Bo nie! Nie wracam.. Będę raz w roku, może rzadziej publikować rozdziały po około 5 stron. Na więcej nie mam czasu. Życie mnie pochłonęło do tego stopnia, że nie ma szans na coś dłuższego xD!

Ania Urbaniak: Witam, witam! Wybacz, że teraz odpisuje, ale nie miałam czasu wcześniej tego napisać. Zobacz czy miałaś racje w tym odcinku :)!
Rachel Octavia Aarone House: Dziękuję za wsparcie xD.
Rozdział: 7. –  Fenris..
            Mija kilka miesięcy od momentu, w którym Tony’ego nawiedza Loki. Stark zapomina o jego wizycie. Przez ten okres nic się kompletnie nie dzieje tylko raz na Nowy Jork napada zgraja złych, zmutowanych wikingów*, które wyniszczają prawie pół miasta, lecz Avengersi radzą sobie z nimi i teraz odpoczywają gdzieś porozwalani po wierzy.
            … I tylko Stark jest jakiś cichy i bardzo zdenerwowany…
***
            Do Starka przychodzą wyniki z testu na ojcostwo. Mężczyzna siedzi na sofie i upija łyk ginu z tonikiem, tak na rozluźnienie. Przez chwilę gapi się na stół, gdzie leży od dwóch godzin list i jakoś jeszcze nie przemógł się do otworzenia go. A może to wina pewnych osób – w ilości dwie, – które urządziły sobie „piknik”, w jego szybie wentylacyjnym? Hm… Może…
            Popijają teraz zapewne cole oraz wpierdalają chipsy lub popcorn i tylko czekają, aż Tony dostanie zawału przez ich schodzenie po linie, jak to Natasha i Clint mają już w zwyczaju. Stark wzdycha i bierze kopertę w ręce. Ma nadzieję, że ten list schowany w tej kopercie powie mu prawdę.
            Czekanie nie ma sensu. Tak, jest i Stark doskonale zdaje sobie z tego sprawę. Bierze kopertę w dłonie, obraca nią przez chwilę. Jakiś czas później, wsuwa w końcu palec za jej krawędź. Otwiera ją przez przeciągnięcie palca, dostając się po chwili do treści znajdującej się w środku. Rozchyla list a następnie czyta go bardzo szybko, a zarazem chaotycznie.  Po chwili na jego ustach pokazuje się uśmiech, a sekundę później zaskoczenie i szok.
            Tony wzdycha i słyszy otwieranie szybu wentylacyjnego. Mały siedzi na podłodze i bawi się misiem, którego kupiła mu Natasha.
          I co?! – Romanoff zjeżdża po linie, robiąc to potwornie cicho. Mimo, że Stark tego się spodziewa to i tak podskakuje i dostaje zawału na miejscu. Romanoff staję gładko najpierw na palcach, a następnie, na pełnych nogach, uginając je lekko. Po chwili do niej dołącza jeszcze jedna persona, jaką jest Clint.
          Matka nie jest w bazie danych.. Tak jakby nie istniała.. Ale… – Stark waha się przez chwilę, nim kończy swoją wypowiedź. – … dzieciak jest mój. – Westchnął cicho Tony.
            Natasha zdaje się być szalenie z siebie zadowolona. Pewnie znów wygrała jakiś zakład z Bartonem. Tony ma racje, bo po chwili do dłoni kobiety zostaje przekazany banknot o nominale dwóch dolarów. Mężczyzna będący na banknocie zdaje się z niego kpić a Tony wzdycha, nie komentując tego, jakoś bardzo złośliwie.
          Hazard Barton? Serio? – Mruczy niskim tonem Tony.
          Tak, serio. Jak wiesz, że mały jest twoim dzieckiem to jak dasz mu na imię? – Pyta spokojnie Barton, prostując się. Jego oczy były bardzo niebieskie, i bardzo rozbawione. W podobny sposób psiaki patrzą na swego pana. Daj mi patyk a pobawię się w twoją grę.
          Fenris. – Anthony sam nie wie, czemu to mówi, ale to imię jest mu jakoś dziwnie znajome. Nie wie tylko skąd. Wzdycha ciężko po chwili i wstaje podchodząc do okna.
          Dlaczego akurat Fenris? – Dopytuje Natasha, ale Tony nie wie, co ma jej odpowiedzieć. Po prostu wzrusza jedynie ramionami.
          W sumie, sam nie wiem, czemu. To jest chyba pierwsze imię, jakie przyszło mi do głowy..? – Bardziej pyta niż stwierdza mężczyzna i opiera się o ścianę tuż obok okna. – Dobra, nie ważne. – Wzdycha spokojnie.
          Jak jej było?
          Kori? Koni, Ko… – Zastanawia się Clint.
          Koli. – Maluch piszczy i śmieje się łapiąc Starka za nogawkę. Chcę wstać, ale Tony go usadawia na własnych kolana, przez co mały się wierci, więc ten bierze go i stawia go na nie co galeretowatych nóżkach, trzymając go za rączki. Dziecko robi dosłownie kilka kroczków i siada na pupce, ale ponownie chcę wstać, wiec jego ojciec mu w tym pomaga. – Nie przypomnę sobie. Chyba miała… Blond włosy. – Coś w głowie Starka prychnęło z sarkazmem. Taa, jasne!
          No to zawęziłeś pole poszukiwań. – Powiedział sarkastyczni Barton, a Tony przewrócił oczami nic już nie mówiąc.
          Po prostu zadzwonię do tej blondynki, która zostawiła mi swój numer na tym przesłuchaniu. – Tony wzdycha, zamykając oczy. Maluch łapie go za nie co już przydługie, ciemne włosy i ciągnie go nie co mocniej niż powinien, przez co Stark jest zmuszony do zabrania jego malutkich rączek, na tyle ostrożnie, żeby maluch się nie rozpłakał.
          Dzwoń, dzwoń może ona „odświeży” Ci pamięć… – Clint poklepał go po ramieniu i puszcza mu oczko. Po chwili Natasha idzie razem z Bartonem w kierunku windy, trzymając się pod ramię..
            Co za bzdura! Tony wzdycha i kręci głową na myśl, iż Barton mógłby… i Natasha! Być może są w czymś na wzór związku.
***
            Tony łapie za telefon kilka godzin później, gdy siedzi w sypialni. Dzwoniąc do kobiety. Przez chwilę słychać głuchy odgłos pikania, aż w końcu po drugiej stronie słuchawki, odzywa się spokojny, lecz zmęczony głos. Kobieta dyszy lekko, a to dowodzi, że albo biega po dworze, albo biegła teraz do telefonu, albo jeszcze robiła coś innego. Tony kręci głową na TAKIE myśli.
          Tak słucham?
          Witam nazywam się Tony Stark, rozmawiam z eee… – I tutaj Tony się zatrzymuje, bo kompletnie nie pamięta, jak kobieta się nazywa. Przez chwilę robi mu się głupio, ale po chwili sympatyczny głos się odzywa.
          Tak Tony, to ja… – Zaczyna mówić blondynka śmiejąc się lekko.
            Mężczyzna rozmawia z kobietą o różnych rzeczach. Między innymi o tym czy będzie chciała przyjść do niego za jakiś czas. Ta zgadza się i prowokuje rozmowę, by Stark mówił o Lokim, jednocześnie w cale NIE wypytuje o niego. Jest diabelnie inteligentna, albo czaruje! Tony nie jest tego pewien.
Po chwili mężczyzna wstaje, a jego myśli kierują się w stronę balkonu i są co raz bardziej chaotyczne. Nawet nie wie, co kobieta do niego zaczyna mówić. Tony pragnie teraz tylko znaleźć się przy blondynce o aksamitnym głosie…
          Gdzie jesteś?
          Na balkonie.
            Po prostu chce być z nią!
            Jest oczarowany, a to oczarowanie jest do tego stopnia, że może zrobić wszystko. Wystarczy jedno słowo, jeden krok, rzuci się z okna, albo z balkonu wierzy, Avengers Tower i nikt nie powie, że to śmieszny głos go opętał!
            Tony robi krok w kierunku krawędzi, a później jeszcze jeden i jest już na koniuszku. DAWAJ! ZRÓB TO!
Stark nie reaguje, gdy ktoś wpada do jego salonu i niepostrzeżenie staje za nim. Gapi się jedynie przez chwilę, po czym słyszy jakieś słowa, których nie rozumie. Ktoś łapie go za ramię. Tony nie wie, czemu, ale zna tą postać, a jedyne jego pytanie to… Skąd? A może? Ostrzegawcza lampka z tyłu głowy zapala się, ale on ma to gdzieś i robi jeszcze pół kroku i dopiero w momencie, gdy Stark odczuwa tępy ból i krzyk do swojego ucha, zaczyna sobie uświadamiać, że został właśnie oczarowany przez Lorelei, i że nie może jej ufać, na sto procent. Wie również, że osoba, która za nim stoi to nikt inny jak…
          Koli?! – Mówi zdezorientowany mężczyzna.
          Tony! Nie możesz rozmawiać z Amorą! – Warczy kobieta. – To zła osoba. Nie mogę Ci nic więcej powiedzieć. Jestem tu na… Na jakiś czas i…
          Koli! – Stark łapie ją i przytula delikatnie. – Martwiłem się, co to w ogóle było?
          Amora jest czarodziejką, oczarowała Cię i…
          Chciała informacji o Lokim. – Przerywa jej w pół słowa. – Dupek bawi się na Asgardzie. – Zielona magia oplata kobietę i ta znika nim Tony zdaje sobie sprawę iż powiedział właśnie położenie Laufeysona. Super, kurwa!
            Tony idzie do Thora i przekazuje mu wieści, a ten wypada z Avengers Tower, jak poparzony. Nie, żeby przytulić brata i poklepać go po ramieniu! Nie! Thor jest zły i lepiej nie wchodzić mu w drogę.
***
            Thor nie wraca przez jakiś czas, ale Tony jest zajęty czymś innym. Maluch zaczyna ząbkować i wyje całymi dniami. Nie pomagają żadne leki, maści czy inne piździbądźga. Natasha podaje mu jakiś środek uspakajający i mały dopiero wtedy zasypia. Tony jest jej wdzięczny. Kapitan siedzi i ogląda ten rodzinny obrazek. Natasha bierze malucha na ręce i zabiera go na górne piętra mówiąc do Starka żeby w końcu pogadali. Tony wzdycha, ale skina jej głową.
          Hej…
          Cześć Stark.
Tony siada naprzeciwko mężczyzny. Obaj milczą wpatrując się w siebie. Kapitan ma zacięty wyraz twarzy, Tony zaś jest… Skruszony. Nie wie co powiedzieć. Nie odzywa się dłuższą chwilę, a gdy już otwiera usta, Kapitan odzywa się jako pierwszy.
          Spoko. Wybaczam Ci… – Mówi. – Wiem, że nie potrafisz przepraszać, Tony. – Mężczyzna wzdycha z ulgą i wstaje z krzesła. Idąc do kuchni.
          Chcesz kawy? – Pyta spokojnie Tony, a Kapitan przytakuje. Obaj mają nadzieję, że wszystko będzie dobrze. Kapitan siedzi na stołku jeszcze chwilę, a później idzie za Starkiem. Tony nalewa dwa kupki kawy i obaj siadają na stołkach naprzeciwko siebie.
          Jak tam twoja kobieta? – Pyta ciekawsko Steve.
          Moja kobieta? Pytasz o… Koli?
Milczy długo zastanawiając się co ma właściwie powiedzieć.
            Tony nie wie co ma właściwie powiedzieć. Bo nie wie czym jest miłość. Tony zdaje sobie sprawę z tego dopiero teraz. Owszem kochał Pepper, ale ona była z nim, praktycznie od zawsze i raczej, patrząc z perspektywy dnia dzisiejszego po prostu oświadczył się jej z przyzwyczajenia. Czy los chciał by tak było, by… Stark stracił Pepper? Może, kto wie.
          Nie mam pojęcia Steve, co ja Ci mam powiedzieć. – Wzdycha. – Jeszcze przeze mnie Loki ma teraz kłopoty, bo dowiedziałem się, że wcale nie zginął i… nasłałem ją i Thora na niego. – Wzdycha. – Cholera wie, kiedy i czy w ogóle ją jeszcze zobaczę. – Mówi głupio otwierając i zamykając usta. – Miłość nie jest dla mnie.
***
            Thor wpada z impetem do siedziby Avengersów jakieś parę miesięcy później z nim jest … Koli. Stark jest zdezorientowany do tego stopnia, że nie wie czy ma się śmiać czy płakać, zwłaszcza „wizja Lokiego” zaprzestała go nawiedzać.
          Witajcie. – Rzuca, a Fenris siedzi w kojcu i bawi się zabawkami.
          Witaj przyjacielu Stark! – Mówi entuzjastycznie Thor, a Koli podchodzi do kojca wyjmując z niego malucha.
          Hej skarbie…  – Szepce i maluch wtula się w mamę.
          Mama! – Piszczy i uśmiecha się szeroko.
          Koli, Thor to wy się znacie?
            Thor zerka na nich zdezorientowany.
          Właściwie, Tony nie jestem Koli. – Mówi spokojnie kobieta. A Tony zaczyna się zastanawiać o co chodzi. Dopiero po chwili wpada na pomysł przestawienia liter i… Nastaje cisza.
          Loki!? – Krzyczy oburzony mężczyzna.
          Tsaaa… To ja. – Bóg kłamstwa zerka na niego z uśmieszkiem. – Długo udało mi się utrzymać to wszystko w tajemnicy. – Tony Fenris nie jest zwyczajnym dzieckiem. – Mówi nagle kobieta i przemienia się w formę taką jak powinna być widoczna od początku. Fenris patrzy na mężczyznę i chichocze, piszcząc „Mama!”, „mama!”.
            Tony jest zszokowany, nie wie co ma powiedzieć. Milczy. Miał ochotę walić warczeć i krzyczeć ze złości, że Koli, a właściwie Loki nie powiedział mu prawdy. Nie rozumiał co tym chciał ugrać.
          Dobrze, wytłumacz mi więc co chciałeś, ugrać tym, że byłeś kobietą. Kurwa! Loki! Mogłeś mi powiedzieć od razu, że jesteś mężczyzną.
          Właściwie, to mogę dopasować płeć pod siebie. – Mówi Loki. – Co do tego, co chciałem ugrać? W zasadzie nic. Gdy dowiedziałem  się, że jestem w ciąży z Tobą, chciałem tylko bezpieczeństwa dziecka. Wysłałem go do Ciebie bo miałem nadzieję, że się nim zajmiesz… Miałem rację. Parę razy byłem w tedy u Ciebie, żeby Ci pomóc z nim. Później radziłeś sobie coraz lepiej i lepiej, więc stwierdziłem, że nie jestem tu potrzebny. Poza tym nad Asgardem wisiała wizja wojny z Helheim, bez niego nic nam nie grozi. Postanowiłem, że wyślę go do Ciebie i będzie tu bezpieczny. – Loki wzdycha i podaje malucha Starkowi. – Nie chciałem byś był zły czy coś.  Poza tym… Thor dnia dzisiejszego zrzekł się korony bym mógł sprawować władzę nad Asgardem.
          Thor, a co z Odynem? – Dopytuje Tony, Thor wzdycha smętnie.
          Ojciec zmarł, gdy opuściłem Asgard..
…******…

Kto patrzy nie błądzi..