Nie, nie zapomniałam o tym blogu. Głównie brak czasu spore problemy z weną i z własnym zdrowiem oraz parę innych rzeczy skłoniły mnie do nie obecności :D.
Ostatnio miałam chwilę i napisałam prawie, 12 stron chyba, jeszcze nie miałam czasu na sprawdzenie tego w stu procentach, więc możliwe, że będą błędy i takie tam, za co wybaczcie.
Romans między Lokim, a Tonym będzie trwał jeszcze, ale nie wiem sama przez ile rozdziałów.. Zresztą dowiecie się więcej w poniższym tekście :*. Pozdrawiam xD..
(≧▽≦)
Rozdział: 6 – Śpiączka..
Loki pochyla się nad Starkiem z pewnym
siebie, tryumfalnym uśmieszkiem, butem szturchając jego kostkę. Tony otwiera
oczy i zerka na niego. Milczy i kilku krotnie mruga oczami. Loki ma na sobie
ten wkurwiająco, zielono-czarny strój, który posiada złote ozdobniki. Kłamca przykłada sobie palec do ust i
wskazuje na Thora, który to słodko dosłownie chrapie obok nich. Tony zauważa,
że jest późna noc i ten nie ma pojęcia czy wciąż śni, czy jest na jawie. Loki
siada obok niego i patrzy mężczyźnie w oczy.
–
Postawiłeś mnie w ciężkiej sytuacji, Stark… – Szepce cicho Loki, ale dla
Anthony’ego brzmi to jak warkot.
–
Po jaką u licha cholerę przylazłeś do mnie? Chciałeś mnie zabić? Czy po
to tu teraz przylazłeś? – Syczy Stark.
–
Na brodę Odyna. – Loki wzdycha ciężko opierając głowę o ścianę. –
Uratowałem Ci życie, ty cholerny idioto! – Krzyczy, nagle wściekły Loki kładąc
dłonie po obu stronach jego głowy. – Już się więcej nie spotkamy, aby najmniej
do momentu, aż będziesz mi potrzebny, do mojego planu..
–
Co to za plan?
–
To nie ten czas… Nie to miejsce!
–
Chodź, sprawdzimy wytrzymałość Thora na twoją obecność.
–
Nie… – Szepce z uśmieszkiem. – Thor ma bardzo mocny sen, a do tego się
ślini. – Loki zerka na Thora kątem oka i jednocześnie upewnia się, że ten śpi
dalej. – Tego, o tu Asgardzkie woły nie obudzą, a jedynie dobre jadło…
–
Wiesz o tym, bo to twój brat czy dla tego, że tak bardzo go
nienawidzisz…? – Tony ma wrażenie, że Loki zaraz go zabije spojrzeniem, a ręce,
które niewiadomo, kiedy i w jaki sposób
znalazły się na jego gardle, zaciskając się niemiłosiernie, w cale nie jest
lepsza i Stark, chciałby, aby ta zniknęła.
–
Teraz wszystko się zmieni Stark, wszystko… – Mówi Loki na wpół szepcząc,
na w pół mówiąc normalnie.
Anthony, łapię go za górną część Asgardzkiej, skórzanej zbroi i chcę
cisnąć nim gdzieś, jednakże doskonale zdaje sobie sprawę, że nie da sobie z nim
rady, bynajmniej do momentu, w którym jego pancerza nie będzie na nim. Jedynie
go trzyma, robiąc zirytowaną minę.
Thor, chrapie, mlaszcze i uchyla powieki na kilka sekund. Patrzy na
Starka sennie. Mija kolejnych kilka niczego nieznaczących chwil, a mężczyzna
się zwolna dobudza i ziewa głośno przeciągając się. Jego ręce przecierają mu
oczy nim zauważa drugą rozmywającą się w motylach postać. Mruga raz, a potem
jeszcze trzy razy nim dociera do niego, że jest w szpitalu, i że powinien stać
na straży.
– Był
tu ktoś? – Pyta, tak gwałtownie Tony’ego, że ten w pierwszej chwili nic z tego
nie rozumie. – Lady Natasha, by mnie udusiła, jakby stała Ci się krzywda,
przyjacielu… – Mówi i wzdycha cicho.
–
Nie, nikogo nie było… – Stark kłamię, chociaż nie ma pojęcia, dlaczego
to robi. W coś ty się dupku znowu
wpakował?! – Hej! Hej ja żyję… – Tony mruży w rozbawiony sposób oczy.
–
Witaj wśród żywych, przyjacielu Stark… – Mówi Thor, uśmiechając się
bardzo szeroko w kierunku półleżącego, a wpół siedzącego Starka. – Wasi
uzdrawiacze zwani tutaj, na Midgardzie lekarzami powiadają, iż krucho z tobą.
–
Hmm… Powiesz mi co się stało? – Pyta Tony, odpinając kabelki z ciała.
Thor nie za bardzo wie, jak ma zacząć
rozmowę na ten temat, a Stark już rozumie, że ten nie ma zielonego pojęcia o
medycynie. Tony stara mu się ułatwić ten fakt, prostym stwierdzeniem:
–
Przed tym, jak się tutaj znalazłem… – Mówi spokojnie opadając na pościel
i wyciągając rurkę z nosa.
–
Przyjacielu Tony w twojej sypialni pojawiła się nie jaka Panna Maximoff,
lecz udało jej się zbiec i nie mamy pojęcia, cóż za przebrzydłe knowania jej przyświecają!
Ty, sam przyjacielu Anthony byłeś w tym błogostanie przez trzynaście, Midgardzkich
dni.
Stark słucha go, jednocześnie odpina
wszystkie kabelki. Nie dowierza. Stark ogląda swoje ciało, dochodząc do
wniosków, że nigdzie nie ma więcej kabli i wstaje z łóżka szpitalnego, robiąc
to powoli. Gdy stoi sztywno na nogach i ma pewność, że nie upadnie, uśmiecha
się do Thora. Nagle do Sali wpadają inni Avengersi.
–
Tony! – Mówi Clint jedząc solony popcorn oraz popijając go colą, albo
innym słodkim napojem zawierającym monosacharydy. Natasha wzdycha z ulgą. Thor
wstaje i wychodzi powoli z Sali. Jego ramiona są zwieszone, a wieczny uśmiech
zmienia się w lekką podkówkę.
– Wiesz
o moim dziecku? Gdzie ono jest? – Pyta nie pewnie Tony, patrząc na Clinta.
– Wiem…
Maluch jest z Kapitanem Ameryką. –
Odpowiada mu Barton.
– I
co? W szoku? – Pyta spokojnie Stark.
– Ja
wiedziałem, że w końcu ktoś Ci przyślę dziecko pocztą pantoflową, ale bez
przesady i to jeszcze w koszyczku. – Mówi rozbawiony Clint.
– Do
czego zmierzasz? – Tony unosi brew.
– Do…
– Zaczyna Barton, lecz Bruce mu przerywa.
– Do
tego, że to podręcznikowy przykład biblii, gdy matka Mojżesza zamyka w
koszyczku, a później puszcza go Nilem w nieznane.
– Sugerujecie,
że to dziecko nie jest moje? – Stark marszczy brwi. Nie rozumie, kilku spraw.
Nie rozumie smutku Thora, przecież Loki jest zły, po drugie nie ma zielonego
pojęcia jak wyjaśnić im magiczne pojawienie się dziecka w drużynie mścicieli,
ale wiedział, że Avengersi będą źli na niego, że im niczego nie powiedział?
– W
sumie to tak… Ciężko nam uwierzyć, że to twoje dziecko. Zresztą zrób te testy i
tak już wszyscy wiedzą. – Mówi Natasha, a Anthony, zgadza się z nią. Agentka
Romanoff wzdycha z ulgą, ponieważ już wysłała do badań próbki krwi.
***
Parę godzin później Stark, wychodzi ze
szpitala w asyście wszystkich Avengersów i swojego synka, który z chęcią zaczął
by już chodzić. Maluch zaciska łapki, na świeżo wyprasowanej, biało-granatowej
koszuli i lekko ślini ją. Tony marszczy brwi, widząc, ogromne ilości
reporterów, którzy siedzą pod oknami i tylko czekają na ruchy, biednego Starka.
– Natasha,
zrób coś dla mnie… – Zaczyna spokojnie, Stark obserwując kobietę.
– Słucham?
– Ta unosi brew, lecz domyśla się o co mu może chodzić.
–
Zwołaj konferencje prasową, na jutro… – Mówi Anthony, chodź już go boli
głowa. Marzy tylko i wyłącznie o jednej rzeczy… Mianowicie o tym by znaleźć się
w swoim audi R8 i mknąć ponad 100 km/h, tylko po to by mógł wrócić do naprawy
swoich urządzeń w warsztacie.
– Dobrze…
– Odpowiada Agentka Romanoff.
Mściciele, obserwują Starka, przez jakiś
czas, ponieważ martwią się o niego. Tony, z gracją wymija wszystkich
reporterów, następnie podchodzi do samochodu, otwiera tylne drzwi, zapina
malucha w foteliku, a nie co później, sam zasiada na przednim siedzeniu.
***
Mijają dwa dni i Tony jest po konferencji
prasowej, gdzie oświadcza, że został dumnym tatuśkiem. Informuje również, że
szuka matki jego dziecka, bo jej kochanka zniknęła i nie mogą jej nigdzie namierzyć.
Prosi też, aby ta osoba zgłosiła się do jego biura w miarę szybko.
***
Tony nie cieszy się, ponieważ pod jego biuro przychodzi prawie,
szesnaście i pół tysiąca kobiet i żadna nie jest tą, która wygląda na normalną
matkę. Owszem wszystkie nieziemsko piękne, wszystkie cudowne, ale żadna to nie
ta. Anthony wiedziałby o tym, gdyby to była właśnie ona! Jego nowa miłość…
Chyba. Pepper by wiedziała, myśli Stark, wzdychając ciężko i rozsiadając się
wygodniej w fotelu.
– Następna!
– Mówi cicho.
Tony załamuje ręce, do momentu, w którym
do biura przybywa czarnoskóry mężczyzna z przepaską na jedno oko. Stark jest
zdezorientowany, ponieważ ma kupę papierów. Nie pomaga również fakt, że mały
zaczyna łapać wszystko. Tak, już kilka razy wziął z jego biurka czarny nowy
telefon, albo sięgnął łapkami po szklankę, tylko po to by ją rozbić i cieszyć
się, jak nie wiem. Maluch teraz siedzi na kolanach u Anthony’ego i ponownie
ślini mu koszulę jednocześnie, mając w łapkach jakąś zmyślną zabawkę, którą mu
kupiła Natasha. Stark błagał ją już o pomoc, ale ta nie miała nawet dwóch
minut, aby zajrzeć do niego.
– Nie
wiedziałem, że jesteś kobietą Fury. – Mruczy cicho Stark. Jest nieco bardziej
niż trochę rozbawiony.
– Przychodzę
z prośbą, a nie po to by zostać matką twojego dzieciaka… – Prycha prawie, jak byk
Fury.
– Co
znowu przywłaszczyliście sobie, coś, co nie należy do was? – Unosi brew do góry
i uśmiecha się wrednie.
– Nie,
ale potrzebuje twojej rady. – Fury już odczuwa, że będzie musiał łyknąć proszki
na ból głowy. – Chodzi o nowe turbiny do naszego projektu…
– Mhm…
Miesiąc, około półtorej miliona.. – Mówi machinalnie Tony i bierze malucha na
ręce. – Chyba nie będę nosił czystych koszul. – Wzdycha ciężko.
Fury
jedynie przytakuje zamyślony nad swoim nowym projektem. Dopiero po chwili mówi
o małym.
– Wiesz,
że dziecko to duży obowiązek, zwłaszcza, gdy nie ma się żony. Jestem bardzo
ciekawy jak pogodzisz Iron Mana z opieką nad dzieckiem i pracą w biurze.
Tony odkłada malucha do kojca i zerka na
Fury’ego ze wściekłością.
–
Chodzi Ci, o to bym się wkurzył? – Mówi chłodno. – Fury przykro mi, ale
nie wyprowadzisz mnie z równowagi… – Tony zaczyna mierzyć się z Fury’m na
spojrzenia.
Ktoś zaczyna pukać do drzwi, a Tony zaprasza
swojego nowego gościa do pomieszczenia. Obaj natychmiastowo odwracają
spojrzenia i widzą bardzo piękną młodą dziewczynę. Kobieta jest drobna, ma
blond włosy i zielone hipnotyzujące oczy. Uśmiech na jej karminowych wargach
jest piękny wręcz idealny. Kobieta ma również zieloną piękną sukienkę.
Tony odwraca się. Mały zaczyna płakać,
domagając się uwagi swojego ojca. Stark bierze malucha na ręce i podchodzi do
biurka gdzie ma pochowane różne zabawki, delikatnie wyjmuje jedną z nich i
zaczyna ją otwierać, następnie podaje ją małemu. Kobieta opiera grzecznie nic
nie mówi. Jest jedynie uśmiechnięta, nie jest jak inne, które strasznie
wybrzydzały, albo się zachwycały i mówiły jedynie, jaki ten dzieciak jest
kochany.
– Nazywam
się Amora… – I w tym momencie maluch zaczyna głośno płakać.
– Przepraszam
bardzo. – Mówi cicho, a kobieta wzdycha. – Może umówimy się na jakieś bliższe
spotkanie, nie tutaj? – Mówi wpatrując się w jej oczy.
– Ależ
oczywiście, Panie Stark.
– Mów
mi Tony… – Mężczyzna podaje kobiecie, numer telefonu komórkowego do siebie…
***
Około miesiąca później; Tony ponownie
sypia bardzo sporadycznie. W nocy, gdy
zasypia śni mu się Loki, a gdy wstaje widzi smętną twarz kapitana Ameryki. Tak
Ci dwaj wciąż się nie pogodzili…
Pewnego pięknego, słonecznego dnia, gdy
wszyscy Mściciele wybywają z Avengers Tower, do Tony’ego znów przybywa Loki.
Mężczyzna nie ma pojęcia czy ten jest tylko marą senną czy jest prawdziwy.
Stark, macha tylko ręką na odchodne i
sięga na blat po kolejny kubek kofeinowego trunku Bogów, jakim jest oczywiście
kawa. Mara zerka na niego i uśmiecha się jedynie chłodno Podchodząc do malca,
który siedzi w kojcu i bacznie wszystko obserwuje w buzi mając smoczek.
–
Mógłbyś go nazwać Fenris… – Wypala nagle Loki do Tony’ego, który upija
kolejny łyk i odstawia pusty kubek na blat biurka.
–
Jarvis? Czy postać stojąca przede mną jest prawdziwa czy to tylko jakaś
chora sztuczka, przez którą fajnie znowu sobie ze świruje? – Pyta spokojnym
tonem Stark,
–
Sir to jedynie splot energii, Pana Laufeysona nie ma tutaj… – Rzuca komputer,
a Loki śmieje się.
– Oh!
Serio Jarvis? – Pyta sufitu, a Tony uśmiecha się pod nosem na ten widok.
Majordomus
milczy, a Loki przewraca oczami.
– Teoretycznie
mnie tu nie ma i pozwalam Ci byś mnie widział tylko ty. Praktycznie…
– Nie
żyjesz?
– Nie!
Głupku! Okłamałem wszystkich i jestem na Asgardzie. – Rzuca zirytowany Loki.
– Ciekawe.
– Tony wzrusza ramionami nie wierząc w ani jedno słowo kłamcy. Ale co jeśli kłamca mówi prawdę? Cóż… Nie
jego problem. Chyba.
I w tym momencie Loki znika stając się
czarno zielonymi płatkami róż, które same się zapalają, a nim upadną na ziemię
tak po prostu znikają. Tony nie ma pojęcia co się stało, ale lekko się tym nie
pokoi. Tylko lekko, ponieważ Stark jest zajęty, tworzeniem póki co
holograficznych silników odrzutowych. I serio wcale mu się nie podoba fakt, iż
Fury chce coś od niego… To się źle skończy.
Stark właśnie kończy bawić się ze schematem i prosi, aby Jarvis, zapisał
plik, a następnie wysłał go Fury’emu.
–
Jak mam nazwać plik sir? – Pyta spokojnie komputerowe A.I.
Stark bierze malucha i jakiegoś miśka na ręce, który przypomina mu
królika z marchewką w łapie. Maluch śmieje się i trzyma misia dosyć mocno w
malutkich rączkach.
–
To plik dla S.H.I.E.L.D., więc możesz go nazwać „Projekt wizja..” – Tony
idzie w kierunku windy, po czym wsiada do niej. – Jarvis? Sprawdź co oznacza
imię Fenris. – Mówi spokojnym tonem, wchodząc do wnętrza.
Tony nie ma pojęcia, czemu, ale to imię mu
się spodobało. Jarvis przeszukuję globalną bazę danych, po czym odpowiada.
– Sir,
według składu w sieci światowej, znaczenie pochodzi od mitologii Nordyckiej.
Syn Lokiego i olbrzymki Angerbody. Imię to oznacza wilka..
– Aha…
– Mężczyzna wzdycha. – Ciekawe, czemu rzucił akurat takie imię prawda.
…******…
Yey mam co czytać!! Miło że jesteś.
OdpowiedzUsuńCo do rozdziału ten moment z kapitenem aż piszczał by jakoś pociągnąć go daleeeeej.Ogólnie to zajefajny rozdział.
Weny życzę
Pozdrawiam
Rachel
jestem prawie przekonana ze ta kobieta to loki...
OdpowiedzUsuń