czwartek, 9 lipca 2015

Rozdział: 6.

Hejka kochani!
Nie, nie zapomniałam o tym blogu. Głównie brak czasu spore problemy z weną i z własnym zdrowiem oraz parę innych rzeczy skłoniły mnie do nie obecności :D.
Ostatnio miałam chwilę i napisałam prawie, 12 stron chyba, jeszcze nie miałam czasu na sprawdzenie tego w stu procentach, więc możliwe, że będą błędy i takie tam, za co wybaczcie.

Romans między Lokim, a Tonym  będzie trwał jeszcze, ale nie wiem sama przez ile rozdziałów.. Zresztą dowiecie się więcej w poniższym tekście :*. Pozdrawiam xD..

(▽≦)

Rozdział: 6 – Śpiączka..
Loki pochyla się nad Starkiem z pewnym siebie, tryumfalnym uśmieszkiem, butem szturchając jego kostkę. Tony otwiera oczy i zerka na niego. Milczy i kilku krotnie mruga oczami. Loki ma na sobie ten wkurwiająco, zielono-czarny strój, który posiada złote ozdobniki.  Kłamca przykłada sobie palec do ust i wskazuje na Thora, który to słodko dosłownie chrapie obok nich. Tony zauważa, że jest późna noc i ten nie ma pojęcia czy wciąż śni, czy jest na jawie. Loki siada obok niego i patrzy mężczyźnie w oczy.
–          Postawiłeś mnie w ciężkiej sytuacji, Stark… – Szepce cicho Loki, ale dla Anthony’ego brzmi to jak warkot.
–          Po jaką u licha cholerę przylazłeś do mnie? Chciałeś mnie zabić? Czy po to tu teraz przylazłeś? – Syczy Stark.
–          Na brodę Odyna. – Loki wzdycha ciężko opierając głowę o ścianę. – Uratowałem Ci życie, ty cholerny idioto! – Krzyczy, nagle wściekły Loki kładąc dłonie po obu stronach jego głowy. – Już się więcej nie spotkamy, aby najmniej do momentu, aż będziesz mi potrzebny, do mojego planu..
–          Co to za plan?
–          To nie ten czas… Nie to miejsce!
–          Chodź, sprawdzimy wytrzymałość Thora na twoją obecność.
–          Nie… – Szepce z uśmieszkiem. – Thor ma bardzo mocny sen, a do tego się ślini. – Loki zerka na Thora kątem oka i jednocześnie upewnia się, że ten śpi dalej. – Tego, o tu Asgardzkie woły nie obudzą, a jedynie dobre jadło…
–          Wiesz o tym, bo to twój brat czy dla tego, że tak bardzo go nienawidzisz…? – Tony ma wrażenie, że Loki zaraz go zabije spojrzeniem, a ręce, które niewiadomo, kiedy i  w jaki sposób znalazły się na jego gardle, zaciskając się niemiłosiernie, w cale nie jest lepsza i Stark, chciałby, aby ta zniknęła.
–          Teraz wszystko się zmieni Stark, wszystko… – Mówi Loki na wpół szepcząc, na w pół mówiąc normalnie.
            Anthony, łapię go za górną część Asgardzkiej, skórzanej zbroi i chcę cisnąć nim gdzieś, jednakże doskonale zdaje sobie sprawę, że nie da sobie z nim rady, bynajmniej do momentu, w którym jego pancerza nie będzie na nim. Jedynie go trzyma, robiąc zirytowaną minę.
            Thor, chrapie, mlaszcze i uchyla powieki na kilka sekund. Patrzy na Starka sennie. Mija kolejnych kilka niczego nieznaczących chwil, a mężczyzna się zwolna dobudza i ziewa głośno przeciągając się. Jego ręce przecierają mu oczy nim zauważa drugą rozmywającą się w motylach postać. Mruga raz, a potem jeszcze trzy razy nim dociera do niego, że jest w szpitalu, i że powinien stać na straży.
–          Był tu ktoś? – Pyta, tak gwałtownie Tony’ego, że ten w pierwszej chwili nic z tego nie rozumie. – Lady Natasha, by mnie udusiła, jakby stała Ci się krzywda, przyjacielu… – Mówi i wzdycha cicho.
–          Nie, nikogo nie było… – Stark kłamię, chociaż nie ma pojęcia, dlaczego to robi. W coś ty się dupku znowu wpakował?! – Hej! Hej ja żyję… – Tony mruży w rozbawiony sposób oczy.
–          Witaj wśród żywych, przyjacielu Stark… – Mówi Thor, uśmiechając się bardzo szeroko w kierunku półleżącego, a wpół siedzącego Starka. – Wasi uzdrawiacze zwani tutaj, na Midgardzie lekarzami powiadają, iż krucho z tobą.
–          Hmm… Powiesz mi co się stało? – Pyta Tony, odpinając kabelki z ciała.
            Thor nie za bardzo wie, jak ma zacząć rozmowę na ten temat, a Stark już rozumie, że ten nie ma zielonego pojęcia o medycynie. Tony stara mu się ułatwić ten fakt, prostym stwierdzeniem:
–          Przed tym, jak się tutaj znalazłem… – Mówi spokojnie opadając na pościel i wyciągając rurkę z nosa.
–          Przyjacielu Tony w twojej sypialni pojawiła się nie jaka Panna Maximoff, lecz udało jej się zbiec i nie mamy pojęcia, cóż za przebrzydłe knowania jej przyświecają! Ty, sam przyjacielu Anthony byłeś w tym błogostanie przez trzynaście, Midgardzkich dni.
Stark słucha go, jednocześnie odpina wszystkie kabelki. Nie dowierza. Stark ogląda swoje ciało, dochodząc do wniosków, że nigdzie nie ma więcej kabli i wstaje z łóżka szpitalnego, robiąc to powoli. Gdy stoi sztywno na nogach i ma pewność, że nie upadnie, uśmiecha się do Thora. Nagle do Sali wpadają inni Avengersi.
–          Tony! – Mówi Clint jedząc solony popcorn oraz popijając go colą, albo innym słodkim napojem zawierającym monosacharydy. Natasha wzdycha z ulgą. Thor wstaje i wychodzi powoli z Sali. Jego ramiona są zwieszone, a wieczny uśmiech zmienia się w lekką podkówkę.
–          Wiesz o moim dziecku? Gdzie ono jest? – Pyta nie pewnie Tony, patrząc na Clinta.
–          Wiem… Maluch jest z Kapitanem Ameryką.  – Odpowiada mu Barton.
–          I co? W szoku? – Pyta spokojnie Stark.
–          Ja wiedziałem, że w końcu ktoś Ci przyślę dziecko pocztą pantoflową, ale bez przesady i to jeszcze w koszyczku. – Mówi rozbawiony Clint.
–          Do czego zmierzasz? – Tony unosi brew.
–          Do… – Zaczyna Barton, lecz Bruce mu przerywa.
–          Do tego, że to podręcznikowy przykład biblii, gdy matka Mojżesza zamyka w koszyczku, a później puszcza go Nilem w nieznane.
–          Sugerujecie, że to dziecko nie jest moje? – Stark marszczy brwi. Nie rozumie, kilku spraw. Nie rozumie smutku Thora, przecież Loki jest zły, po drugie nie ma zielonego pojęcia jak wyjaśnić im magiczne pojawienie się dziecka w drużynie mścicieli, ale wiedział, że Avengersi będą źli na niego, że im niczego nie powiedział?
–          W sumie to tak… Ciężko nam uwierzyć, że to twoje dziecko. Zresztą zrób te testy i tak już wszyscy wiedzą. – Mówi Natasha, a Anthony, zgadza się z nią. Agentka Romanoff wzdycha z ulgą, ponieważ już wysłała do badań próbki krwi.
***
Parę godzin później Stark, wychodzi ze szpitala w asyście wszystkich Avengersów i swojego synka, który z chęcią zaczął by już chodzić. Maluch zaciska łapki, na świeżo wyprasowanej, biało-granatowej koszuli i lekko ślini ją. Tony marszczy brwi, widząc, ogromne ilości reporterów, którzy siedzą pod oknami i tylko czekają na ruchy, biednego Starka.
–          Natasha, zrób coś dla mnie… – Zaczyna spokojnie, Stark obserwując kobietę.
–          Słucham? – Ta unosi brew, lecz domyśla się o co mu może chodzić.
–          Zwołaj konferencje prasową, na jutro… – Mówi Anthony, chodź już go boli głowa. Marzy tylko i wyłącznie o jednej rzeczy… Mianowicie o tym by znaleźć się w swoim audi R8 i mknąć ponad 100 km/h, tylko po to by mógł wrócić do naprawy swoich urządzeń w warsztacie.
–          Dobrze… – Odpowiada Agentka Romanoff.
Mściciele, obserwują Starka, przez jakiś czas, ponieważ martwią się o niego. Tony, z gracją wymija wszystkich reporterów, następnie podchodzi do samochodu, otwiera tylne drzwi, zapina malucha w foteliku, a nie co później, sam zasiada na przednim siedzeniu.
***
Mijają dwa dni i Tony jest po konferencji prasowej, gdzie oświadcza, że został dumnym tatuśkiem. Informuje również, że szuka matki jego dziecka, bo jej kochanka zniknęła i nie mogą jej nigdzie namierzyć. Prosi też, aby ta osoba zgłosiła się do jego biura w miarę szybko.
***
            Tony nie cieszy się, ponieważ pod jego biuro przychodzi prawie, szesnaście i pół tysiąca kobiet i żadna nie jest tą, która wygląda na normalną matkę. Owszem wszystkie nieziemsko piękne, wszystkie cudowne, ale żadna to nie ta. Anthony wiedziałby o tym, gdyby to była właśnie ona! Jego nowa miłość… Chyba. Pepper by wiedziała, myśli Stark, wzdychając ciężko i rozsiadając się wygodniej w fotelu.
–          Następna! – Mówi cicho.
Tony załamuje ręce, do momentu, w którym do biura przybywa czarnoskóry mężczyzna z przepaską na jedno oko. Stark jest zdezorientowany, ponieważ ma kupę papierów. Nie pomaga również fakt, że mały zaczyna łapać wszystko. Tak, już kilka razy wziął z jego biurka czarny nowy telefon, albo sięgnął łapkami po szklankę, tylko po to by ją rozbić i cieszyć się, jak nie wiem. Maluch teraz siedzi na kolanach u Anthony’ego i ponownie ślini mu koszulę jednocześnie, mając w łapkach jakąś zmyślną zabawkę, którą mu kupiła Natasha. Stark błagał ją już o pomoc, ale ta nie miała nawet dwóch minut, aby zajrzeć do niego.
–          Nie wiedziałem, że jesteś kobietą Fury. – Mruczy cicho Stark. Jest nieco bardziej niż trochę rozbawiony.
–          Przychodzę z prośbą, a nie po to by zostać matką twojego dzieciaka… – Prycha prawie, jak byk Fury.
–          Co znowu przywłaszczyliście sobie, coś, co nie należy do was? – Unosi brew do góry i uśmiecha się wrednie.
–          Nie, ale potrzebuje twojej rady. – Fury już odczuwa, że będzie musiał łyknąć proszki na ból głowy. – Chodzi o nowe turbiny do naszego projektu…
–          Mhm… Miesiąc, około półtorej miliona.. – Mówi machinalnie Tony i bierze malucha na ręce. – Chyba nie będę nosił czystych koszul. – Wzdycha ciężko.
            Fury jedynie przytakuje zamyślony nad swoim nowym projektem. Dopiero po chwili mówi o małym.
–          Wiesz, że dziecko to duży obowiązek, zwłaszcza, gdy nie ma się żony. Jestem bardzo ciekawy jak pogodzisz Iron Mana z opieką nad dzieckiem i pracą w biurze.
Tony odkłada malucha do kojca i zerka na Fury’ego ze wściekłością.
–          Chodzi Ci, o to bym się wkurzył? – Mówi chłodno. – Fury przykro mi, ale nie wyprowadzisz mnie z równowagi… – Tony zaczyna mierzyć się z Fury’m na spojrzenia.
Ktoś zaczyna pukać do drzwi, a Tony zaprasza swojego nowego gościa do pomieszczenia. Obaj natychmiastowo odwracają spojrzenia i widzą bardzo piękną młodą dziewczynę. Kobieta jest drobna, ma blond włosy i zielone hipnotyzujące oczy. Uśmiech na jej karminowych wargach jest piękny wręcz idealny. Kobieta ma również zieloną piękną sukienkę.
Tony odwraca się. Mały zaczyna płakać, domagając się uwagi swojego ojca. Stark bierze malucha na ręce i podchodzi do biurka gdzie ma pochowane różne zabawki, delikatnie wyjmuje jedną z nich i zaczyna ją otwierać, następnie podaje ją małemu. Kobieta opiera grzecznie nic nie mówi. Jest jedynie uśmiechnięta, nie jest jak inne, które strasznie wybrzydzały, albo się zachwycały i mówiły jedynie, jaki ten dzieciak jest kochany.
–          Nazywam się Amora… – I w tym momencie maluch zaczyna głośno płakać.
–          Przepraszam bardzo. – Mówi cicho, a kobieta wzdycha. – Może umówimy się na jakieś bliższe spotkanie, nie tutaj? – Mówi wpatrując się w jej oczy.
–          Ależ oczywiście, Panie Stark.
–          Mów mi Tony… – Mężczyzna podaje kobiecie, numer telefonu komórkowego do siebie…
***
Około miesiąca później; Tony ponownie sypia bardzo sporadycznie.  W nocy, gdy zasypia śni mu się Loki, a gdy wstaje widzi smętną twarz kapitana Ameryki. Tak Ci dwaj wciąż się nie pogodzili…
Pewnego pięknego, słonecznego dnia, gdy wszyscy Mściciele wybywają z Avengers Tower, do Tony’ego znów przybywa Loki. Mężczyzna nie ma pojęcia czy ten jest tylko marą senną czy jest prawdziwy.
Stark, macha tylko ręką na odchodne i sięga na blat po kolejny kubek kofeinowego trunku Bogów, jakim jest oczywiście kawa. Mara zerka na niego i uśmiecha się jedynie chłodno Podchodząc do malca, który siedzi w kojcu i bacznie wszystko obserwuje w buzi mając smoczek.
–          Mógłbyś go nazwać Fenris… – Wypala nagle Loki do Tony’ego, który upija kolejny łyk i odstawia pusty kubek na blat biurka.
–          Jarvis? Czy postać stojąca przede mną jest prawdziwa czy to tylko jakaś chora sztuczka, przez którą fajnie znowu sobie ze świruje? – Pyta spokojnym tonem Stark,
–          Sir to jedynie splot energii, Pana Laufeysona nie ma tutaj… – Rzuca komputer, a Loki śmieje się.
–          Oh! Serio Jarvis? – Pyta sufitu, a Tony uśmiecha się pod nosem na ten widok.
            Majordomus milczy, a Loki przewraca oczami.
–          Teoretycznie mnie tu nie ma i pozwalam Ci byś mnie widział tylko ty. Praktycznie…
–          Nie żyjesz?
–          Nie! Głupku! Okłamałem wszystkich i jestem na Asgardzie. – Rzuca zirytowany Loki.
–          Ciekawe. – Tony wzrusza ramionami nie wierząc w ani jedno słowo kłamcy. Ale co jeśli kłamca mówi prawdę? Cóż… Nie jego problem. Chyba.
I w tym momencie Loki znika stając się czarno zielonymi płatkami róż, które same się zapalają, a nim upadną na ziemię tak po prostu znikają. Tony nie ma pojęcia co się stało, ale lekko się tym nie pokoi. Tylko lekko, ponieważ Stark jest zajęty, tworzeniem póki co holograficznych silników odrzutowych. I serio wcale mu się nie podoba fakt, iż Fury chce coś od niego… To się źle skończy.
            Stark właśnie kończy bawić się ze schematem i prosi, aby Jarvis, zapisał plik, a następnie wysłał go Fury’emu.
–          Jak mam nazwać plik sir? – Pyta spokojnie komputerowe A.I.
            Stark bierze malucha i jakiegoś miśka na ręce, który przypomina mu królika z marchewką w łapie. Maluch śmieje się i trzyma misia dosyć mocno w malutkich rączkach.
–          To plik dla S.H.I.E.L.D., więc możesz go nazwać „Projekt wizja..” – Tony idzie w kierunku windy, po czym wsiada do niej. – Jarvis? Sprawdź co oznacza imię Fenris. – Mówi spokojnym tonem, wchodząc do wnętrza.
Tony nie ma pojęcia, czemu, ale to imię mu się spodobało. Jarvis przeszukuję globalną bazę danych, po czym odpowiada.
–          Sir, według składu w sieci światowej, znaczenie pochodzi od mitologii Nordyckiej. Syn Lokiego i olbrzymki Angerbody. Imię to oznacza wilka..
–          Aha… – Mężczyzna wzdycha. – Ciekawe, czemu rzucił akurat takie imię prawda.

…******…

2 komentarze:

  1. Yey mam co czytać!! Miło że jesteś.
    Co do rozdziału ten moment z kapitenem aż piszczał by jakoś pociągnąć go daleeeeej.Ogólnie to zajefajny rozdział.
    Weny życzę
    Pozdrawiam
    Rachel

    OdpowiedzUsuń
  2. jestem prawie przekonana ze ta kobieta to loki...

    OdpowiedzUsuń

Kto patrzy nie błądzi..