czwartek, 19 marca 2015

Rozdział: 5.

Rozdział: 5. – Sok jabłkowy..
          Tony? Tony?! – Krzyczy Natasha, gwałtownie potrząsając mężczyzną. Stark otwiera szeroko oczy i zerka na nią z nagłym przerażeniem. Kobieta unosi brew i pyta, o to, co mu się śniło, lecz on nie ma pojęcia, co ma odpowiedzieć, więc wzrusza jedynie ramionami zmęczony.
            Tony obserwuje ruchy Agentki Romanoff. Ta odkłada zakupy zrobione na specjalne zamówienie Starka dla jego dziecka na podłodze i stwierdza, iż nigdy w swoim ponad trzydziestoletnim już życiu, nie widziała tak bardzo przerażonej mimiki twarzy, gdy ktoś śpi.. Romanoff zerka na dzieciaka będąc zaskoczoną, że mały tak po prostu zasnął w koszyczku. Przecież jakieś parę godzin temu płakał nie miłosiernie. Chwilę później już jest przy maluchu i dotyka jego czułka, które jest już chłodne.
          Zaraz powinieneś dostać tutaj jeszcze łóżeczko, a później kojec do zabaw… – Mówi kobieta, przebierając malucha, ze świeżo posikanej pieluszki. Tony przygląda się jej jakby obserwował mistrza, przy sztuce chodzenia na linie.
            Stark siada na łóżku, a następnie wstaje kierując się do słodko śpiącego malca, który marszczy nosek i wypluwa smoczek, przez sen. Stark dotyka jego czułka, ponieważ sam nie dowierza.
          Co zrobiłaś, że wyzdrowiał? – Pyta zaciekawiony, mrużąc oczy w kocie szparki.
          Właśnie problem w tym, że nic, to dziwne, aczkolwiek bardzo możliwe, że mały może być pół mutantem, albo czymś takim… – Odpowiada ruda.
          Czekaj, czekaj! Sugerujesz mi, że przespałem się z jakąś mutantką? –  Prycha urażony mężczyzna. – Wiem, z kim sypiam! – Syczy cicho. – Nigdy nie przespałbym się… Z czymś takim… – Prycha cicho, marszcząc brwi.
          Zrób sobie test na ojcostwo w końcu, to będziesz wiedział.
          Ale w tedy wszyscy się dowiedzą! – Tony opada na pościel zmęczony tą głupią gadką. – Jestem ciekawy, kto jest matką, ale nie zrobię tych cholernych testów. Zrozum zespół i…
          Tony… – Tajna agentka wzdycha cicho i jednocześnie mu przerywa. – Nic się nie stanie, jeżeli nie będziesz brał udziału w misjach, przez jakiś czas. Zresztą oni zrozumieją, rozumiesz? – Natasha kieruje swe kroki w kierunku wyjścia. – Wiem Iron Man to całe twoje życie, ale… Musisz też zadbać o tego szkraba. – Mówi cicho. – To w końcu podobno twoje dziecko, Tony.
            Stark wzdycha ciężko, nigdy by tego nie przyznał na głos, ale Natasha, ma racje.
          A i jeszcze jedno… – Mówi cicho Natasha wpatrując się przez chwilę w drzwi – Pogódź się z Rogers’em. – i wychodzi zamykając drzwi za sobą.
            Tony wie, że musi to zrobić, chociaż i tak niema odwagi póki, co zaglądać do Kapitana Ameryki.
            Sięga po szklankę i nalewa sobie do niej bursztynowego napoju bogów. Upija łyk i… nie dowierza. Cholera… Stark upija kolejny łyk, który zdecydowanie nie smakuje jak detergent do niszczenia wątroby, tylko… jak sok… I to do tego ten, którego Tony nie cierpi…
          Jabłkowy… – Mamroczę ktoś za jego plecami, a Tony o mało nie wbija się w sufit, jak te koty w bajkach. Odwraca się i widzi swój znienawidzony koszmar. – Hejka… – Loki wgryza się w jedno z soczyście wyglądających jabłuszek i uśmiecha się wrednie.
            Tony rozumie, że to sprawka psotnika, który na niego spogląda.
          O! To już się mnie w snach nie nawiedza? – Pyta ironicznie Stark. Loki nie robi nic. Po prostu siedzi na jego krześle. – Znów przybyłeś zniszczyć ziemię? – Unosi brew do góry, jeszcze nic nie robiąc. No właśnie, czemu nie wezwać jego od razu..? – A może chcesz mnie po prostu doprowadzić do szaleństwa? – Pyta Tony, ale Loki milczy. Jego mina teraz przypomina zaciekawionego, słodkiego psa, który po raz pierwszy widzi coś dziwnego. Tony od dłuższego czasu zastanawia się czy będzie miał okazje poznać inne oblicza psotnika, oprócz tych złych. – Wiesz, że mogę wezwać twojego brata?
          A wiesz, że mogę być wytworem twojej chorej, spaczonej wyobraźni? Poza tym… Tak mam cholerną ochotę doprowadzić Cię do szaleństwa…
Loki wstaje z krzesła i robi krok w kierunku Starka tylko po to aby Stark się cofnął, lądując na łóżku. Loki ma ten swój wkurzający uśmiech, a chwilę później jest już nad Starkiem. Pochyla się, ale nie dotyka Starka. A Tony nie wie co się z nim dzieje. Czyżby psotnik go hipnotyzuje? Widział Boga Psot wiele razy, ale nigdy spodziewał się, iż zobaczy Boga tak… Blisko. Nigdy nie widział spokoju na jego twarzy. Bo w końcu… Loki jest jak burza. Wiecznie niespokojny, chaotyczny i nienawidzący. Zimny. A teraz? Loki jest czuły? Przesunął wskazującym palcem po wardze mężczyzny i już miał go pocałować, ale… Loki po prostu znika. Dopiero po chwili orientuje się, że ktoś niecierpliwie puka.
          Chyba oszaleję! – Jęczy Stark i przenosi wzrok na drzwi. Stark szybko ukrywa dziecko pod holograficznym pudełkiem. – Proszę… – Mówi i zakrywa namiocik poduszką. Do pokoju wchodzi Thor.
          Hej, możemy pogadać? – Pyta Thor niecierpliwie i machając młotkiem jakby było to jedynie piórko.
          Jasne. – Wzdycha.
          Muszę Ci powiedzieć przyjacielu Stark, iż mój brat nie żyje. Loki zginął śmiercią chwalebną. – Coś w nim pęka i Tony widzi jak po policzku Thora spływa parę łez. – Zginął walce ratując mnie.
            Tony nie był najlepszą osobą do wypłakiwania się. Tony był beznadziejny w przekazywaniu pozytywnej energii.
          Thor, nie obraź się, ale jestem naprawdę chujowy jeśli chodzi o jakiekolwiek pocieszanie i…
          Wiem przyjacielu Tony, ale chcę byś tylko wiedział to iż on nie żyje. – Thor wyszedł z pokoju i poszedł sobie dalej.
Tony nie wiedział co o tym wszystkim myśleć. Bierze dziecko na ręce i przebiera je szybko i odkłada do koszyczka. Po chwili Stark bierze się za składanie łóżeczka i kojca do zabaw. Zajmuje mu to tylko kilka marę minut, po chwili układa malucha w mięciutkim łóżeczku. Maluch śpi spokojnie.
***
            Mija kilka miesięcy. Tony siedzi sam w wierzy, Avengers, ponieważ jest niedysponowany. A to wszystko znowu wina tego małego słodkiego szkraba, który zaczyna powoli pełzać, a następnie raczkować. Natasha, informuje go, żeby się tym nie martwił, bo to normalne, a już nie długo maluch powinien zacząć chodzić.
            Mija kilka godzin, a do salonu wchodzą zmęczeni Avengersi, w liczbie cztery. Nie ma w śród nich Kapitana Ameryki i Tony odczuwa lekki nie pokój. Stark wstaje z sofy i upija łyk ginu z tonikiem. Tak dla zasady, nie pokazując nikomu tego co czuje.
          Gdzie nasz kochany, „zbawca ludzkości”? – Pyta ironicznie. Natasha patrzy na niego przez kilka chwil, a później wzdycha cicho.
          Pojechał odwiedzić swoją przyjaciółkę… – Zaczyna Natasha. – Wciąż się z nim nie pogodziłeś prawda? Tony, wszyscy wiemy, jaka tragedia Cię spotkała, ale tak czy inaczej każdy z nas stracił kogoś bliskiego..
          Jak dla mnie to nie jest tylko przyjaciółka.… – Wypala Clint, przykuwając uwagę rudowłosej agentki, a później mruży oczy w kocie szparki, nagle rozbawiony i puszcza flirciarskie oczko do niej.
          Sir, ma pan gości w sypialni. – Mówi nagle komputerowy majordomus, zwracając na siebie uwagę wszystkich obecnych w pokoju Avengersów. Clint unosi brew, Natasha rozchyla usta, a Tony biegnie w kierunku sypialni zdezorientowany i przestraszony, ponieważ zostawił w niej dziecko.
          Tony?! – Słyszy krzyk Natashy, która biegnie za nim. Ma to gdzieś musi ratować dziecko. W pokoju są kobiety. Jedna z nich ma brązowe długie włosy, sięgające pasa. Druga jest do złudzenia podobna do… do jego kochanki. Tak! Akurat ją pamięta. Długie, czarne włosy, piękny biust, zielone oczy. Ah! Tony jedyne czego nie wiedział to fakt, iż kobieta jest… Magiczna!
            Dowiaduje się tego, właśnie teraz, gdy widzi, ataki wymierzane między jedną, a drugą. Czarnowłosa posługuje się zieloną magią, a szatynka czerwoną. Gdy zielonowłosa zauważa wkraczającego Starka, traci kontrolę i obrywa w twarz. Przez kilka chwil się nie rusza, jakby była w transie, ale później otrząsa się z tego. Stark w tym czasie przywołuje zbroje i ubiera ją w biegu. Chce ratować kobietę. Niestety. Czarnowłosa przyciska go do ściany jedną ręką drugą nakłada na łóżeczko z dzieckiem jakąś magiczną pułapkę, bo gdy szatynka się zbliża do łóżeczka ta zostaje odrzucona w tył, jednocześnie płonąc zielonym płomieniem magii.
          Nie wtrącaj się! – Syczy zdenerwowana kobieta, a Tony zaczyna rozumieć fakt, że kobieta musiała do niego przyjść gdy go nie było z małym. Pytanie, po co?
          Powiedz chociaż jak się nazywasz… –  Charczy Tony starając się odciągnąć magiczną rękę od swojego biednego gardła.
          Mów mi po prostu Koli. – Rzuca kobieta. – Matka twojego dziecka. – Mówi jeszcze, cicho. Chwilę później zostaje odrzucona na szybę, która pod wpływem uderzenia pęka i kobieta zaczyna spadać. Stark od razu leci za nią w dół i łapię ją. Chwilę później stawia ją miękko na ziemi. Tony ma obawy czy kobieta powinna dalej walczyć, ale widząc zacięcie w jej oczach, puszcza ją. Ta znika nim Tony zdąża zauważyć.
          Szatynka to Wanda Maximoff! – Słyszy Stark w komunikatorze słowa Clinta.
          Super! Nic mi to nie mówi! –  Odkrzykuje Stark.
          Potrafi namieszać w głowie… – Śmieje się Clint, a później Stark słyszy jakiś krzyk i widzi wybuch. Leci na górę wierzy Avengers Tower. Łącząc się z tarczą, aby pozbierali niepotrzebnych gapiów spod ich miejsca pracy i życia. S.H.I.E.L.D., zbiera ludziki, tak, aby pole do walki było czyste. Koli pomaga jak może, ale Stark widzi, że jest jej ciężko. Wyrzuca więc serię repulsywnych ataków, które Wanda po prostu wymija.
          Wanda, czego chcesz?! – Pyta Stark i odskakuje, gdy czerwona magia przelatuje obok jego głowy.
          Ja?! – Wanda śmieje się jak wariatka. – Chcę zemsty za rodziców! – Krzyczy. – I brata… Zabiłeś ich! Stark! – Wrzeszczy wściekle.
Cisza…
Tony nie rozumie co się stało, ale chwilę później ląduje na ziemi uderzony prosto w głowę czarem Wandy. Unosi rękawice i patrzy na nią, a później widzi pogorzelisko. Śmierć niewinnych osób i łzy. Śmiertelna pułapka kąsa go po kostkach. Jesteś mordercą! Krzyczy głos w jego głowie. Po chwili mruga i widzi zieloną magię wyciekającą z pomiędzy palców Koli, która chroni go przed upadkiem na ziemie.
          Otrząśnij się! – Krzyczy kobieta, a Stark opiera się magii Wandy.
          Natasha ratuj dziecko! – Syczy Tony do komunikatora. Maluch jest wciąż pod ochroną czaru Koli, ale Natasha nie obrywa, gdy ta dotyka dziecka. Wybiegają z sypialni.  Tony odwraca się w momencie, gdy Wanda jest już przy nim. Stark nie wie, co się dzieje, ale widzi tylko czerwoną smugę światła i ciemność…
***
Mija parę dni.
            Tony nie wie gdzie jest, ani co się z nim dzieje. Mruga kilka razy, a tuż nad nim pochyla się Loki. Ten prawdziwy Loki, który teraz ma na sobie czarny t-shirt i długie zielone spodnie. Loki zaciska zęby na wardze przez chwilę, a później otwiera usta, zaczynając szeptać coś cicho. Słowa zamieniają się w inkantacje, a te mają na celu zniwelowanie jakiejś choroby lub klątwy.
            Nad głową Starka pojawiają się znaki. Tony je kojarzy, lecz nie ma pojęcia skąd. Po chwili jednak przez jego ciało przechodzi lodowaty dreszcz! Wrzask bólu przecina powietrze i jak gdyby nigdy nic trwa on tylko jedynie kilka sekund. Tony’emu przypomina to trochę jakby egzorcyzm. Stark nie może się pochwalić zbyt wielką wiedzą na ten temat po mimo tego, iż widział egzorcyzmy Emily Rose.. Tony chcę wyjść z własnej skóry. Loki szepce wciąż, jakieś zaklęcie. Tony odczuwa powolne opadanie i unoszenie się jego klatki piersiowej. Dotyk na jego głowie sprawia mu chwilowe ukojenie…
Stark zamyka oczy, tylko po to aby je otworzyć kilka godzin później.
…******…

1 komentarz:

  1. Jezuuu coś ty tu stworzyła czuowieku ;P Tony i Loki hmmm co ty kombinujesz??
    Chciałabym też wspomnieć o zmianie adresu bloga na
    http://projekt-house.blogspot.com

    Pozdrawiam Rachel

    OdpowiedzUsuń

Kto patrzy nie błądzi..