czwartek, 12 lutego 2015

Rozdział: 3.

Ankieta jest na blogu klikać na imię, jakie wam się podoba :*!


Rozdział: 3. – Zawiniątko…
Tony wychodzi ze Stark Tower, a właściwie, już z głównej siedziby Avengersów, gdy nagle wyczuwa ruch za sobą, przez co się szybko odwraca, lecz nic nie widzi. Tony nie lubi zabawy w kotka i myszkę, ale za to jest bardzo ciekawski, więc kieruje swe kroki w kierunku wejścia i widzi, coś dziwnego. Jest to koszyczek z zawiniątkiem w środku.
Tony nawet nie wie, kiedy owy koszyczek się pojawia, a może on tutaj jest od momentu, w którym twórca zbroi wychodzi? Nie… Koszyczek pojawia się, gdy Tony stoi przez kilka chwil plecami do wejścia głównej siedziby mścicieli. Mężczyzna jest bardzo ciekawski. Robi krok, a następnie jeszcze dwa do kosza, modląc się do wszystkiego, co mu do głowy przychodzi, aby to nie było to, co ma na myśli. Myli się jednak, gdy kuca i odchyla rąbek koca, którym jest nakryty kosz.
–          O kurwa… – Szepcze zaskoczony.
            Tak! W koszyczku leży niemowlę.
Stark natrafia na jasną, prawie, alabastrową skórę. Maluszek ma śliczne brązowe ślepka. Maleństwo otwiera swe patrzałki w kolorze brązu, a jego kruche łapki wcześniej owinięte w zielono-złoty kocyk zostają wyciągnięte w jego kierunku. Tony nie wie co ma robić w tej chwili, a dziecko zaczyna mrużyć oczka i płakać, zaciskając swoje maleńkie i kruche łapki.
Kilku przechodni zatrzymuje się po czym zaczynają gapi się na niego wścibskimi oczami, inni zamierzają już wyciągać telefony i robić zdjęcia.
Stark nie wie, co ma zrobić z tym fantem, tym bardziej, że dziecko zaczyna coraz głośniej wyć. Wie, że nie da rady, wie iż to idiotyczny pomysł, ale czuje, że nie może zostawić dzieciaka samu sobie. Ma plan głupi, ale jakiś ma… weźmie dziecko do Avengers Tower i zajmie się nim, nie mówiąc nic innym. Jeśli się wyda… cóż… trudno! Kręci się przez chwilę w kółko, aż w końcu podnosi koszyczek.
–          Co ja mam z tobą zrobić, dzieciaku? – Zastanawia się i wydyma usta, a dziecko przestaje płakać. Tony wzdycha cicho i wchodzi z koszyczkiem do Avengers Tower. – Zamów do mnie plany tego szpitala dziecięcego.
–          Tak, jest, sir! – Mówi A.I.
Teraz tylko musi się dowiedzieć do kogo to dziecko należy, a w późniejszym czasie zgłosić to odpowiednim służbą  i wrócić do spraw z życia codziennego. Ale co jeśli to dziecko jest twoje? Podpowiada mu głosik z tyłu głowy szyderczo się z niego wyśmiewając.
            Nie! Stark kręci szybko głową, wyrzucając tą myśl z głowy.
–          Jarvis? – Wykrztusza w kierunku dachu do głównej siedziby mścicieli. – Co to ma znaczyć? – Głos komputerowego majordomusa, milczy jednak zbyt zdębiały, by się odezwać słowem. Tony kręci gwałtownie głową i marszczy nos. – Inaczej.. Kto jest dostępny w wierzy Avengers? – Pyta nie spokojnie.
-           Tylko Panna Romanoff oraz Pan Rogers… – Odpowiada mężczyźnie komputer. – Mam ich przywołać? – Pyta, a Tony unosi brew i stwierdza stanowcze: Nie!”. Stark wysiada z windy i otwiera się przed nim jego mieszkanie. Ogromne i przestronne.
–          Jarvis, naucz się opieki nad dziećmi.
Stawia na łóżku i prosi Jarvisa o wyciszenie pokoju.
Komputer robi to natychmiast, a tony stawia kosz na łóżku. Przegląda go bardzo ostrożnie i całkiem nieźle mu to idzie. W pewnym momencie, dziecko wybucha głośnym płaczem, a Tony podskakuje przerażony na ten dźwięk. Wkłada mu smoczek do buzi i wzdycha ciężko. Dziecko gapi się na nie go i po chwili znów łka.
–          Jarvis, co ja mam zrobić, żeby to przestało wyć?!
–          Powinien pan mu dać coś dojedzenia, a konkretniej proponowałbym mleko w proszku. To dziecko ma… – Mówi komputerowy majordomus, skanując malucha. –parę tygodni. Może pić tylko mleko.
–          Boże… – Tony oddycha kilka naście razy i ukrywa twarz w dłoniach. Tony wzdycha ciężko. – Zamów mi wszystko, co potrzebne do opieki nad dziećmi, w sensie… Jak ty to nazwałeś? – Pyta markotnie. – A tak! Mleko w proszku.
–          Oczywiście, sir..
–          Jarvis, powiesz mi czy to dziecko jest… – Tony bierze głęboki wdech, który wypuszcza w momencie, gdy kontynuuje. – … moje?
W tym momencie Jarvis zaczyna wywrzaskiwać z siebie cykl zacinających się dźwięków i kliknięć, o takich decybelach, że Tony musi zacząć wrzeszczeć, aby jego majordomus go usłyszał. Tony pierwszy raz w życiu widzi takie zachowanie u swojego komputera i przyjaciela zarazem.
–          Co się kurwa mać dzieje?!! Czy jest jakieś zagrożenie?!
            Jarvis wciąż tkwi w tej dziwnej jakby pętli i nie może zaprzestać wydobywania z siebie tego czegoś, co teraz zaczęło przypominać jeszcze charkotanie i do tego dźwięki jakby zaczęły przepalać się mu obwody.
–          Co do kur… Komputer! – Wrzeszczy gdzieś w sufit. – Komputer procedura DBX-075c-reset-systemu! Już!…
            W tej sekundzie Tony słyszy wybuch śmiechu za swoimi plecami. Odwraca się i widzi roześmianego malucha. Tony wzdycha ciężko.
–          I z czego się cieszysz dzieciaku, hę? – Pyta nie pewnie. – Przez ciebie muszę teraz robić reset całej wierzy… – Stark przewraca oczami, zdając sobie sprawę, że nie może zostawić malucha samego. – I co ja mam z tobą teraz zrobić? – W pierwszej chwili tego nie widzi, ale gdy unosi kocyk do góry i wyciąga niemowlę z kosza, dostrzega małą karteczkę, którą ktoś przyszył złotą nicią do koca.
            Tony pomimo strachu, nie może powstrzymać swojej ciekawości i zapominając o odbiorze materiałów na jutrzejsze spotkanie w firmie, – bo w końcu tylko po to ruszył tyłek z wierzy – zaczyna czytać zgrabnie poskładaną karteczkę, która jest zapisana w idealny sposób, bardzo pięknym pismem: „Zajmij sie twoim dzieckiem Stark…”. Otwiera szeroko oczy, a serce wali mu jak szalone. Tony zna to pismo, ale w ogóle nie wie skąd.
            Serce Tony’ego niemalże staje, gdy to czyta i strach zalewa go od środka. Czyli jednak… to dziecko jest… jego. Nawet, jeżeli Tony chciałby zrobić test na ojcostwo, a ten wyszedłby pozytywnie miałby a) Masę prasy na głowie i b) miałby problem z Avengerami, pracą Iron Mana i … Życiem osobistym – o ile jakieś ma.
Bo w końcu dziecko to duży obowiązek, prawda?
            Tony wzdycha cicho, a następnie zaczyna zastanawiać się co teraz. Wstaje i robi kilka kroków wokół łóżka. Przecież on kompletnie nie zna się na dzieciach i oczywiście nigdy się nimi nie zajmował. Inną sprawą jest fakt, iż nie wie, z kim ostatnio sypiał? No tak z NIĄ, ale przecież Pepper nie żyje. Tony wzdryga się na myśl, iż jego Pepper mogłaby być w ciąży. Tony ponownie siada na łóżku i zerka na koszyk.
–          Jarvis, następnym razem podtruwaj mnie gazem nim pójdę do łóżka z jakąś laską bez zabezpieczenia. – I wtedy przypomina sobie, że jego A.I., wciąż jest nieaktywne.
            Tak, więc Tony z maleństwem ponownie schodzi, lecz tym razem do warsztatu.
***
W środę Tony leczy „kaca” z wczorajszego nie wyspania. W tym celu Tony kieruje swe kroki w kierunku kuchni i bardzo sympatycznie wlewa w siebie prawie hektolitr kawy. W Avengers Tower panuje kompletna cisza, co jest dla jego uszu dosyć zaskakujące.
–          Kto jest w wierzy Avengers, Jarvis? – Pyta a jego komputerowy majordomus mu odpowiada niemalże natychmiastowo:
–          Tylko Pański syn, Kapitan Ameryka a za chwilę przyleci do nas Thor.
Do Avengers Tower przybywa w końcu Bóg piorunów, ale jest cholernie milczący, więc Tony postanawia zagadnąć do niego szybkim i całkiem dosadnym pytaniem:
–          Hej Thor, co się z tobą działo? Czyżby Asgardzka poczta nie odebrała mojego powiadomienia? – Unosi rozbawiony brew, ale Thor puszcza jego pytanie mimo uszu i idzie do jednej z sypialni, zamykając z hukiem drzwi. Tony nie rozumie, czemu Thor jest taki smętny od progu.
            Ostatnio, gdy go widział kipiał entuzjazmem, że uratuje brata i naprawi świat… a co za tym idzie, Tony słyszał od S.H.I.E.L.D.u, że Jane ostatnio mu pomogła w jakimś tam pokonaniu kolejnych sił z kosmosu, czy coś tam, więc myślał, iż jego przyjaciel do bicia złoli będzie bardziej szczęśliwy. 
–          Jarvis, podeślij mi nagranie z dnia dwudziestego pierwszego maja, z przed wejścia do wierzy Avengers; na tableta, który jest w mojej sypialni na łóżku, teraz. Chcę coś sprawdzić… – Anthony otwiera lodówkę i wzdychając cicho wyjmuje trzy procentowe mleko, krzywiąc się przy tym, jakby nie wiadomo, co musiał zrobić i praktycznie wpada na kogoś za plecami, przez co niemalże dostaje zawału i wypuszcza mleko z ręki.
–          Hej Tony… – Mówi niepewnie Steve i marszczy brwi stawiając mleko na szafce. Tony milczy jednak zbyt oburzony zachowaniem Kapitana Ameryki. – Pogadajmy Stark… Wiem głupio wyszło, ale…
–          „Głupio wyszło…”?! Co ty pieprzysz?! Czy ty się słyszysz?! – Wcina się wściekle Stark. – Po słuchaj, tego co się stało nie cofniesz, nawet jeślibym zrobił tunel czasoprzestrzenny i zmieniłbym przeszłość! Nie wiadomo, jakby się to skończyło! Zresztą jestem zbyt zmęczony na taką głupią gadkę! Idź sobie do Fury’ego lizać jego dupę! – Jest wkurzony i wcale nie ma zamiaru rezygnować z nieodzywania się do Amerykańskiego super żołnierza. Kapitan chce coś jeszcze dodać, ale Tony szarpie za mleko i wychodzi z kuchni idąc powrotem na dół, w kierunku warsztatu.
            Stark nie znosi Kapitana Ameryki, a Kapitan Ameryka nie przepada za Tonym w tej chwili.
***
Po dwóch dniach Tony zasypia tuż przy koszyczku z szklanką whisky w dłoni. Jest zbyt zmęczony, aby zobaczyć mglistą postać. Tony’emu znów śni się portal i jest przerażony do tego stopnia, iż spada ze stołka w warsztacie, uderzając się w głowę, jednocześnie budząc się z tego przeklętego koszmaru, który jak się okazuje jest bardziej krótki niż mu się wydaje. Tony siada na podłodze i w pierwszej chwili tylko i wyłącznie mruga oczami. Nie wie co się dzieje wokół niego. Marzy tylko i wyłącznie o słodkim śnie, więc jego pozycja wciąż jest niezmienna. Tony opiera głowę o szafkę, masując sobie głowę od bólu. Dopiero po kilku sekundach orientuje się, że ktoś jest w jego warsztacie.
-           Co do?…
            Tony nie ma pojęcia czy śni dalej czy po prostu mu to się wydaje, lecz widzi Lokiego przez dosłownie dwie i pół sekundy nim ten odkłada śpiącego dzieciaka do koszyczka, przykrywa go, a następnie przykłada sobie palec do ust. Na wargach Lokiego jest krnąbrny uśmieszek. Po chwili znika w tej swojej dziwnej, jakby magicznej mgiełce, a Tony wciąż nie wie czy to, co widzi to tylko sen czy może… jawa?

…******…

1 komentarz:

  1. Świetny rozdział! Aww... Nie wiem co napisać. Czekam na kolejny rozdział ;D
    Pozdrawiam, Rox

    OdpowiedzUsuń

Kto patrzy nie błądzi..