Ankieta jest na blogu klikać na imię, jakie wam się podoba :*!
Rozdział:
3. – Zawiniątko…
Tony wychodzi ze Stark
Tower, a właściwie, już z głównej siedziby Avengersów, gdy nagle wyczuwa ruch
za sobą, przez co się szybko odwraca, lecz nic nie widzi. Tony nie lubi zabawy
w kotka i myszkę, ale za to jest bardzo ciekawski, więc kieruje swe kroki w
kierunku wejścia i widzi, coś dziwnego. Jest to koszyczek z zawiniątkiem w
środku.
Tony nawet nie wie,
kiedy owy koszyczek się pojawia, a może on tutaj jest od momentu, w którym twórca
zbroi wychodzi? Nie… Koszyczek pojawia się, gdy Tony stoi przez kilka chwil
plecami do wejścia głównej siedziby mścicieli. Mężczyzna jest bardzo ciekawski.
Robi krok, a następnie jeszcze dwa do kosza, modląc się do wszystkiego, co mu
do głowy przychodzi, aby to nie było to, co ma na myśli. Myli się jednak, gdy
kuca i odchyla rąbek koca, którym jest nakryty kosz.
– O
kurwa… – Szepcze zaskoczony.
Tak!
W koszyczku leży niemowlę.
Stark natrafia na jasną,
prawie, alabastrową skórę. Maluszek ma śliczne brązowe ślepka. Maleństwo
otwiera swe patrzałki w kolorze brązu, a jego kruche łapki wcześniej owinięte w
zielono-złoty kocyk zostają wyciągnięte w jego kierunku. Tony nie wie co ma
robić w tej chwili, a dziecko zaczyna mrużyć oczka i płakać, zaciskając swoje
maleńkie i kruche łapki.
Kilku przechodni zatrzymuje
się po czym zaczynają gapi się na niego wścibskimi oczami, inni zamierzają już
wyciągać telefony i robić zdjęcia.
Stark nie wie, co ma
zrobić z tym fantem, tym bardziej, że dziecko zaczyna coraz głośniej wyć. Wie,
że nie da rady, wie iż to idiotyczny pomysł, ale czuje, że nie może zostawić
dzieciaka samu sobie. Ma plan głupi, ale jakiś ma… weźmie dziecko do Avengers
Tower i zajmie się nim, nie mówiąc nic innym. Jeśli się wyda… cóż… trudno!
Kręci się przez chwilę w kółko, aż w końcu podnosi koszyczek.
– Co
ja mam z tobą zrobić, dzieciaku? – Zastanawia się i wydyma usta, a dziecko
przestaje płakać. Tony wzdycha cicho i wchodzi z koszyczkiem do Avengers Tower.
– Zamów do mnie plany tego szpitala dziecięcego.
– Tak,
jest, sir! – Mówi A.I.
Teraz tylko musi się
dowiedzieć do kogo to dziecko należy, a w późniejszym czasie zgłosić to
odpowiednim służbą i wrócić do spraw z
życia codziennego. Ale co jeśli to
dziecko jest twoje? Podpowiada mu głosik z tyłu głowy szyderczo się z niego
wyśmiewając.
Nie!
Stark kręci szybko głową, wyrzucając tą myśl z głowy.
– Jarvis?
– Wykrztusza w kierunku dachu do głównej siedziby mścicieli. – Co to ma
znaczyć? – Głos komputerowego majordomusa, milczy jednak zbyt zdębiały, by się
odezwać słowem. Tony kręci gwałtownie głową i marszczy nos. – Inaczej.. Kto
jest dostępny w wierzy Avengers? – Pyta nie spokojnie.
- Tylko
Panna Romanoff oraz Pan Rogers… – Odpowiada mężczyźnie komputer. – Mam ich
przywołać? – Pyta, a Tony unosi brew i stwierdza stanowcze: „Nie!”. Stark wysiada z
windy i otwiera się przed nim jego mieszkanie. Ogromne i przestronne.
– Jarvis,
naucz się opieki nad dziećmi.
Stawia na łóżku i prosi
Jarvisa o wyciszenie pokoju.
Komputer robi to
natychmiast, a tony stawia kosz na łóżku. Przegląda go bardzo ostrożnie i
całkiem nieźle mu to idzie. W pewnym momencie, dziecko wybucha głośnym płaczem,
a Tony podskakuje przerażony na ten dźwięk. Wkłada mu smoczek do buzi i wzdycha
ciężko. Dziecko gapi się na nie go i po chwili znów łka.
– Jarvis,
co ja mam zrobić, żeby to przestało wyć?!
– Powinien
pan mu dać coś dojedzenia, a konkretniej proponowałbym mleko w proszku. To
dziecko ma… – Mówi komputerowy majordomus, skanując malucha. –parę tygodni. Może
pić tylko mleko.
– Boże…
– Tony oddycha kilka naście razy i ukrywa twarz w dłoniach. Tony wzdycha ciężko.
– Zamów mi wszystko, co potrzebne do opieki nad dziećmi, w sensie… Jak ty to nazwałeś?
– Pyta markotnie. – A tak! Mleko w proszku.
– Oczywiście,
sir..
– Jarvis,
powiesz mi czy to dziecko jest… – Tony bierze głęboki wdech, który wypuszcza w momencie,
gdy kontynuuje. – … moje?
W tym momencie Jarvis
zaczyna wywrzaskiwać z siebie cykl zacinających się dźwięków i kliknięć, o
takich decybelach, że Tony musi zacząć wrzeszczeć, aby jego majordomus go
usłyszał. Tony pierwszy raz w życiu widzi takie zachowanie u swojego komputera
i przyjaciela zarazem.
– Co
się kurwa mać dzieje?!! Czy jest jakieś zagrożenie?!
Jarvis
wciąż tkwi w tej dziwnej jakby pętli i nie może zaprzestać wydobywania z siebie
tego czegoś, co teraz zaczęło przypominać jeszcze charkotanie i do tego dźwięki
jakby zaczęły przepalać się mu obwody.
– Co
do kur… Komputer! – Wrzeszczy gdzieś w sufit. – Komputer procedura DBX-075c-reset-systemu!
Już!…
W
tej sekundzie Tony słyszy wybuch śmiechu za swoimi plecami. Odwraca się i widzi
roześmianego malucha. Tony wzdycha ciężko.
– I z
czego się cieszysz dzieciaku, hę? – Pyta nie pewnie. – Przez ciebie muszę teraz
robić reset całej wierzy… – Stark przewraca oczami, zdając sobie sprawę, że nie
może zostawić malucha samego. – I co ja mam z tobą teraz zrobić? – W pierwszej
chwili tego nie widzi, ale gdy unosi kocyk do góry i wyciąga niemowlę z kosza, dostrzega
małą karteczkę, którą ktoś przyszył złotą nicią do koca.
Tony
pomimo strachu, nie może powstrzymać swojej ciekawości i zapominając o odbiorze
materiałów na jutrzejsze spotkanie w firmie, – bo w końcu tylko po to ruszył
tyłek z wierzy – zaczyna czytać zgrabnie poskładaną karteczkę, która jest
zapisana w idealny sposób, bardzo pięknym pismem: „Zajmij sie twoim dzieckiem
Stark…”. Otwiera szeroko oczy, a serce wali mu jak szalone. Tony zna to pismo,
ale w ogóle nie wie skąd.
Serce
Tony’ego niemalże staje, gdy to czyta i strach zalewa go od środka. Czyli
jednak… to dziecko jest… jego. Nawet, jeżeli Tony chciałby zrobić test na
ojcostwo, a ten wyszedłby pozytywnie miałby a) Masę prasy na głowie i b) miałby
problem z Avengerami, pracą Iron Mana i … Życiem osobistym – o ile jakieś ma.
Bo w końcu dziecko to duży obowiązek, prawda?
Tony
wzdycha cicho, a następnie zaczyna zastanawiać się co teraz. Wstaje i robi
kilka kroków wokół łóżka. Przecież on kompletnie nie zna się na dzieciach i
oczywiście nigdy się nimi nie zajmował. Inną sprawą jest fakt, iż nie wie, z
kim ostatnio sypiał? No tak z NIĄ, ale przecież Pepper nie żyje. Tony wzdryga
się na myśl, iż jego Pepper mogłaby być w ciąży. Tony ponownie siada na łóżku i
zerka na koszyk.
– Jarvis,
następnym razem podtruwaj mnie gazem nim pójdę do łóżka z jakąś laską bez
zabezpieczenia. – I wtedy przypomina sobie, że jego A.I., wciąż jest nieaktywne.
Tak,
więc Tony z maleństwem ponownie schodzi, lecz tym razem do warsztatu.
***
W środę Tony leczy
„kaca” z wczorajszego nie wyspania. W tym celu Tony kieruje swe kroki w
kierunku kuchni i bardzo sympatycznie wlewa w siebie prawie hektolitr kawy. W
Avengers Tower panuje kompletna cisza, co jest dla jego uszu dosyć zaskakujące.
– Kto
jest w wierzy Avengers, Jarvis? – Pyta a jego komputerowy majordomus mu odpowiada
niemalże natychmiastowo:
– Tylko
Pański syn, Kapitan Ameryka a za chwilę przyleci do nas Thor.
Do Avengers Tower
przybywa w końcu Bóg piorunów, ale jest cholernie milczący, więc Tony
postanawia zagadnąć do niego szybkim i całkiem dosadnym pytaniem:
– Hej Thor,
co się z tobą działo? Czyżby Asgardzka poczta nie odebrała mojego
powiadomienia? – Unosi rozbawiony brew, ale Thor puszcza jego pytanie mimo uszu
i idzie do jednej z sypialni, zamykając z hukiem drzwi. Tony nie rozumie, czemu
Thor jest taki smętny od progu.
Ostatnio,
gdy go widział kipiał entuzjazmem, że uratuje brata i naprawi świat… a co za
tym idzie, Tony słyszał od S.H.I.E.L.D.u, że Jane ostatnio mu pomogła w jakimś tam
pokonaniu kolejnych sił z kosmosu, czy coś tam, więc myślał, iż jego przyjaciel
do bicia złoli będzie bardziej szczęśliwy.
– Jarvis,
podeślij mi nagranie z dnia dwudziestego pierwszego maja, z przed wejścia do
wierzy Avengers; na tableta, który jest w mojej sypialni na łóżku, teraz. Chcę
coś sprawdzić… – Anthony otwiera lodówkę i wzdychając cicho wyjmuje trzy
procentowe mleko, krzywiąc się przy tym, jakby nie wiadomo, co musiał zrobić i
praktycznie wpada na kogoś za plecami, przez co niemalże dostaje zawału i
wypuszcza mleko z ręki.
– Hej
Tony… – Mówi niepewnie Steve i marszczy brwi stawiając mleko na szafce. Tony
milczy jednak zbyt oburzony zachowaniem Kapitana Ameryki. – Pogadajmy Stark…
Wiem głupio wyszło, ale…
– „Głupio
wyszło…”?! Co ty pieprzysz?! Czy ty się słyszysz?! – Wcina się wściekle Stark. –
Po słuchaj, tego co się stało nie cofniesz, nawet jeślibym zrobił tunel
czasoprzestrzenny i zmieniłbym przeszłość! Nie wiadomo, jakby się to skończyło!
Zresztą jestem zbyt zmęczony na taką głupią gadkę! Idź sobie do Fury’ego lizać
jego dupę! – Jest wkurzony i wcale nie ma zamiaru rezygnować z nieodzywania się
do Amerykańskiego super żołnierza. Kapitan chce coś jeszcze dodać, ale Tony
szarpie za mleko i wychodzi z kuchni idąc powrotem na dół, w kierunku warsztatu.
Stark
nie znosi Kapitana Ameryki, a Kapitan Ameryka nie przepada za Tonym w tej
chwili.
***
Po dwóch dniach Tony
zasypia tuż przy koszyczku z szklanką whisky w dłoni. Jest zbyt zmęczony, aby
zobaczyć mglistą postać. Tony’emu znów śni się portal i jest przerażony do tego
stopnia, iż spada ze stołka w warsztacie, uderzając się w głowę, jednocześnie
budząc się z tego przeklętego koszmaru, który jak się okazuje jest bardziej
krótki niż mu się wydaje. Tony siada na podłodze i w pierwszej chwili tylko i
wyłącznie mruga oczami. Nie wie co się dzieje wokół niego. Marzy tylko i
wyłącznie o słodkim śnie, więc jego pozycja wciąż jest niezmienna. Tony opiera
głowę o szafkę, masując sobie głowę od bólu. Dopiero po kilku sekundach orientuje
się, że ktoś jest w jego warsztacie.
- Co
do?…
Tony
nie ma pojęcia czy śni dalej czy po prostu mu to się wydaje, lecz widzi Lokiego
przez dosłownie dwie i pół sekundy nim ten odkłada śpiącego dzieciaka do koszyczka,
przykrywa go, a następnie przykłada sobie palec do ust. Na wargach Lokiego jest
krnąbrny uśmieszek. Po chwili znika w tej swojej dziwnej, jakby magicznej mgiełce,
a Tony wciąż nie wie czy to, co widzi to tylko sen czy może… jawa?
…******…
Świetny rozdział! Aww... Nie wiem co napisać. Czekam na kolejny rozdział ;D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Rox