Roxan: Dziękuję ^^!
Rozdział: 4. – Pokłóceni?
Stark
uchyla tylko jedną powiekę, ręką przecierając te drugą. Przez czysty, prawie,
że przypadek Tony uderza z całej siły głową w blat i zwija się przez kilka
chwil z bólu. Mija parę, niczego niezwiastujących sekund nim zdaje sobie
sprawę, w jakiej pozycji się znajduje i gdzie jest. Anthony na wpół siedzi, na
wpół leży na podłodze, pod swoim cholernym miejscem pracy.
Czyli nie doczołgał się do sypialni, a ten
sen to nie był sen? A może był? Nie ważne…
Jest
około dziewiątej rano i Tony prawie natychmiastowo wstaje z podłogi, zerkając do
koszyczka, jak automat. Martwi się o tego dzieciaka, który podobno jest jego.
Maluch uśmiecha się słodko i wydaje z siebie piskliwy chichot. Stark jest zmęczony,
i nie ma sił, aby odwzajemnić ten gest.
Najchętniej zakopałby
się w ciepłej pościeli i spałby dalej. Mimo wszystko Tony czuje dziwny
obowiązek bycia komuś potrzebnym i to o dziwo mu nie przeszkadza. Jest wręcz
przeciwnie, cieszy się z tego powodu.
Dziecko
wyciąga swoje malutkie łapki w kierunku Tony’ego. Stark cicho wzdycha, a
następnie wsuwa mu jedną rękę pod głowę i daje butelkę z mlekiem, którą robi w
nocy. Malec jest tym zachwycony, ponieważ wypija całą zawartość butli. Tony
pyta Jarvisa, co ma teraz zrobić, a komputer odpowiada, iż musi go podnieść i
wyklepać delikatnie po plecach, aby maluchowi się odbiło. Tony jest zdziwiony
tym pomysłem.
– Po
co? – Dopytuje, z czystej ciekawości, a komputerowy majordomus mu natychmiastowo
odpowiada na pytanie, iż musi tak zrobić, aby niemowlaka nie bolał brzuszek. Tak,
więc Stark bierze malca na ręce, przykłada go sobie do piersi i delikatnie
klepie po plecach. Maluchowi się odbija i Tony jest z siebie zadowolony.
***
Jakiś
czas później Jarvis, przekazuje Starkowi, iż w jego kierunku zbliża się Kapitan
Ameryka. Tony nie wie, co ma z tym zrobić. Nie może ukryć dziecka, bo za bardzo
nie ma gdzie tego zrobić, chyba, że włoży malca, do swojego biurka, lecz
musiałby prze reorganizować pomieszczenie tak, aby Kapitan nie kapnął się, co
właśnie robi. Niestety… jest to zdecydowanie zbyt kłopotliwe.
Stark
wcale nie jest staromodny, tylko nie chcę, aby Avengersi wiedzieli o tym „malutkim”
problemie. Stark wie, że to podzieli jego zespół i źle by to wyglądało, a tego
powinni unikać jak ognia.
Tony
jest oczywiście geniuszem i wpada na pewien pomysł… Każe zrobić Jarvisowi holograficzne
zamknięte pudełko, nad dzieckiem, a gdy to się pojawia, Tony może odetchnąć z
ulgą. Mimo to Stark i tak czuje niepokój.
Tony
odwraca się na obrotowym krześle w kierunku drzwi. Wzdycha cicho, podpierając
głowę na otwartej ręce.
Steve
przekracza właśnie wejście do pomieszczenia.
– Nie cierpię
niezaproszonych gości… – Mówi oschle w kierunku Kapitana Ameryki. Rogers tak po
prostu wchodzi do pomieszczenia z dużym zeszytem A4 w jednej dłoni, a w drugiej
posiada serie ołówków z logiem „Avengers”, na bokach. Steve nic nie mówi, ale
tak po prostu zwiesza głowę. Jest strasznie smutny, że jego przyjaciel go odtrąca.
Dopiero po chwili milczenia Steve próbuje coś wydukać; parę słów, lecz idzie mu
to marnie. Jego głos jest tak smutnym, iż Tony już wie, że mu wybaczy.
– Szczerze?
– Steve łapię powietrze do płuc. Unosi głowę i patrzy na Starka. Coś mu się w
nim nie podoba. Coś jakby się w nim zmieniło…? Steve wypuszcza powietrze,
jednocześnie mówiąc. – Nie mam gdzie iść. Na górnych piętrach. Clint, Natasha
oraz oczywiście Bruce robią sobie wieczorek filmowy.
– A co
z Thorem? Czemu do niego nie chcesz iść?! – Pyta Tony nerwowo, łapiąc się krawędzi
stołu i zasłania pudełko.
– Bo
zamknął się w pokoju i od wczoraj nie chcę z nikim gadać… – Wzdycha ciężko
Amerykański super bohater. – Tony, co ty ukrywasz? – Pyta, nagle widząc roszącą
krople potu, która spływa po skórze na szyi Starka. Tony nie ma pojęcia, co
odpowiedzieć, więc milczy. Odwraca się plecami do Rogersa i wraca do pracy
ignorując mężczyznę. – Tony, jesteśmy przyjaciółmi i…
– Nie
jesteśmy już przyjaciółmi, Rogers! – Warczy Stark zimnym tonem, marszcząc
brwi. Tony jest oburzony i zaczyna się coraz bardziej nerwowo zachowywać. Po
prostu nie chce by Steve wiedział o dziecku. – Czy możesz już wyjść? – Warczy
cicho nim dociera do niego, co powiedział, ale jest już za późno.
Steve
odwraca się i wychodzi, rzucając mu jeszcze smutne spojrzenie niebieskich oczu.
***
Mija kilka godzin, a Tony
ma traumę do końca życia, ponieważ musi zmienić malcowi pieluchę. Jak się okazuje
chłopiec, podczas przebierania, zaczyna sikać na biednego Tony’ego, a Jarvis
nie może powstrzymać cichego chichotu.
– Jarvis!
– Wrzeszczy mężczyzna. – Wołaj Natashe! – Jęczy błagalnie.
– Sir,
wątpię, aby…
– Nie
wątp. Wołaj ją, nim mnie bardziej migrena złapie… – Tony ma ochotę umrzeć,
zapaść się pod ziemie i uciec gdzieś. Nie chciał pokazywać dziecka. – Niech
przyjdzie tylko ona… A ciebie mały wsadzę do zmywarki następnym razem. – Jęczy
załamany Tony rozpinając, brązowo-czarną koszulę. Tony nie zostawia sobie reaktora
łukowego*, ponieważ nie ma takiej
potrzeby. Szrapnel nie tkwi w nim od ponad połowy roku, tak więc… Po co mu
zbędny balast?
Maluch
piszczy i śmieje się tak głośno, a później wkłada sobie łapki do ust.
W
końcu do pomieszczenia wchodzi Natasha, która jest zaskoczona, do tego stopnia,
iż siada na fotelu. Pierwsze dwie minuty po prostu patrzy w milczeniu na Starka
i dziecko, później zaczyna, wrzeszczeć, a w końcu zostaje uspokojona przez
Starka krótkim, lecz dobitnym: „Uspokój się!”.
– Natasha…
Musisz mi pomóc?
– Co
mam zrobić? Mam utopić to dziecko?
Tony
milczy i zaciska zęby na wardze. Zastanawia się przez kilka chwil, jak ma
przekazać prośbę i w końcu bełkoce, coś nie zrozumiale.
– Stark
wyraźniej! – Kobieta jest w ciąż w nie małym szoku. Żąda wyjaśnienia, ale z drugiej
strony sama nie ma pojęcia, czemu.
– To
dziecko jest moje… – Wzdycha. Natasha obserwuje go przez chwilę z
niedowierzaniem, ale milknie dosyć szybko. Tony myśli, iż dostanie w łeb, ale
nic się takiego nie dzieje. Natasha zaczyna rozumieć, co się stało, a chwilę
później odzywa się:
– Tony…
Potrzebujesz pomocy? – Pyta wskazując na dziecko, swoim długim palcem. Tony wzdycha cicho, opiera głowę o ścianę, dając
tym samym milczący znak, iż tak, potrzebuje pomocy. Kobieta uśmiecha się ciepło
i wzdycha. – Jak się domyślam, nie chcesz bym wspominała o tym reszcie facetów
z góry? – Natasha mruży oczy i patrzy na słodkie dziecko, które teraz znów
zaczyna płakać. Tony nie ma pojęcia co się dzieje.
– Przecież
dostał jeść, zacząłem go przebierać!
– Tony…
– Natasha śmieje się. – wiesz, że jak dziecko płaczę to nie zawsze oznacza, że
jest głodne. – Mówi cicho i podchodzi do malucha robiąc „A-ku-ku!”. Maluch
jednak nie przestaje płakać i Natalie szuka innej przyczyny, przy okazji myje
malucha i ubiera mu pieluszkę. Dziecko jednak nie przestaje płakać. Tony
podchodzi do dzieciaka.
– Jarvis,
co mu jest? – Pyta zdezorientowany Stark. Komputer od razu odpowiada, iż maluch
ma gorączkę i jest chory. Tony wzdycha i prosi Natashe o pomoc. Ta zgadza się,
chociaż sama nie wie, co ma tak naprawdę zrobić. W końcu z ich dwojga tylko ona
miała styczność z młodszymi koleżankami w domu dziecka. Natasha w końcu
wymyśla, że potrzebują leków i prędko wychodzi z pokoju.
***
Tony
siedzi oparty o stołek. Mały płaczę czwartą godzinę. Natasha poszła do sklepu
po jakieś śpioszki, leki i inne takie, tak więc Tony siedzi sam w sypialni.
– Nie
płacz… – Prosi cicho Stark, opierając głowę o ścianę.
Natashy
wciąż nie ma i obawia się, że ta wykupi cały sklep z zabawkami, co – po krótkim
namyśle nie jest takie złe.
Tony
czuje dziwny zapach. Nim się spostrzega opada na łóżko. Czuje się dziwnie
senny. Stara się nie zasypiać, ale jest zbyt senny! Stark zamyka powieki i
zasypia, na jak mu się wydaje kilka chwil, lecz gdy otwiera oczy ponownie, jest
około szesnastej. Dziecko już nie płacze, co jest dosyć dziwne, jak mu się
wydaje. Rozgląda się sennie po pokoju i mruga zaskoczony kilka razy widząc
czarnowłosego mężczyznę pochylającego się nad chłopcem.
– Nie
dotykaj go! – Stara się podnieść lecz widzi, jak zielona magia oplata jego nogi
i ręce, skutecznie przytrzymując go w miejscu. Chłopiec patrzy na Lokiego i
chichocze cichutko. – Co ty robisz?
Loki milczy, a Tony
widzi, jak z jego palców wypływa strumień złoto-zielonej magii, która
bezczelnie oplata chłopca.
– Lubię
obserwować… – Szepce w końcu. Tony otwiera szeroko oczy. – To dziecko… Jest… –
Loki robi teatralną pauzę nim jego wargi znów się poruszają układając się w
wyrazy. – Słodkie, jak wilczek… Jak go nazwiesz? – Uśmiecha się ciepło i
delikatnie gładzi malucha, który jest już spokojny. Nie płacze.
Tony
z niedowierzania mruga zszokowany. Nie wie co ma powiedzieć.
– A co
Ciebie to interesuje? – Tony unosi brew, jakoś Loki nie przypomina TEGO
Lokiego, jakiego zna. – Panie zły, czarodziej… Za dwie sekundy będziesz Pan
miał Thora na głowie… Jarv…
– Zwariowałeś?!
– Loki śmieje się szaleńczo. – Mój brat twierdzi, że nie żyję, a jeśli tu wpadnie,
stwierdzi, że mnie nie ma…
– Że
co? – Tony nie wierzy w to, co słyszy. Loki milczy na to pytanie przez chwilę,
a Tony’emu zdaje się, że w oczach mężczyzny odbija się żal i smutek…. TAK! Właśnie
wydaje się to, i tyle! Loki spogląda na Starka. Na jego ustach pojawia się
bezczelny uśmiech.
– Idź
spać, Stark… – Mówi seksownie Loki i przykłada dłoń do czoła mężczyzny. Tony
jest ponownie bardzo senny i chwilę później tak po prostu zasypia. – Spotkamy
się… Nie długo. – Szepcze jeszcze, a później znika, zostawiając za sobą falę
rozchodzących się promieni, jakby słońca.
…******…
Kocham sceny z Tonym i Lokim ;3 Świetny rozdział! Nie mogę się doczekać kolejnego.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Rox